Jakiś czas temu usłyszałem ostry zarzut, postawiony publicznie, że chrześcijanie nienawidzą świata (pojętego nie jako
glob, ale to wszystko co wiąże się ze swiatem zmysłowym
człowieka). Mocne. Takie nietzscheańskie. Chrześcijaństwo, o ile
nie chce zaprzeczyć samemu sobie zawsze wiąże się z pojęciem
ofiary, ascezy, wyrzeczenia, odrzucenia materialnego świata, i
wyborze świata duchowego. Człowiek wręcz przeciwnie, aby
zrealizować w pełni siebie powinien dać upust swoim rządzom w
dziedzinie władzy, bogactwa, zaspokajania głodu i seksu. Zupełnie
tak, jak obecnie ludzie mieszkający na zachodzie skupiają się
bardziej na tej dionizyjskiej stronie życia. Dla Nietzschego
podstawę światopoglądu stanowią wartości tzw. dionizyjskie,
związane z uciechą życia.
Świat daje wiele możliwości, świat kusi, jak by powiedzieli
chrześcijanie. Ten specyficzny l u d z k i świat, ograniczony do
pewnych dziedzin życia, w zakresie których, chrześcijaństwo
stawia pewne wymagania człowiekowi a nierzadko zakazy... W sposób
szczególny widać to w sporze LGBT – konserwatywny katolicyzm.
Tradycyjna religia jawi się jako coś co krępuje człowieka,
niszczy jego życie osobiste i rozwój. Pienieądze, ludzka chwała,
kultura zabawy, no i oczywiście... seks lub raczej pewna specyficzna
współczesna kultura erotyczna. Wielu ludzi na pewno chciałoby
ułożenia reliacji z Bogiem (albo jakiekolwiek własnej duchowości),
ale chrześcijaństwo odstrasza ich od tego właśnie samą
perspektywą zmiany życia i zerwania ze światem. Wymaga to woli
zerwania z alkoholem, narkotykami, zdobywaniem kobiet/oddawniem się
mężczyznom. Do tego dochodzi raczej zdystansowanie się od kultury
weekendu i – w przypadku kobiet głównie – zmiana stylu
ubierania się, uznanie w pewnej formie swej zależności od
mężczyzny. Brzmi nieco jak symptomy wprowadzania prawa szariatu.
Ale przecież chrzecijaństwo to nie szariat, więc o co chodzi?
Można sobie zadać wtedy pytanie następujące: dlaczego
chrześcijanie chcą zerwać z tym wszystkim, wszak jest to istotna
część ludzkiego życia? Czy nie jest tak, że jest to pewnego
rodzaju resentyment? Chrześcijanie nie mają władzy, nie są
bogaci, nie jeżdzą drogimi samochodami, nie mają pięknych
kobiet. zamieniają więc to wszystko na wartości przeciwne. Zadajmy
więc to pytanie: czy nie jest po prostu tak, że chrześcijanie
nienawidzą świata, ponieważ nie mają go u swoich stóp? Dużo
mówienia o wartościach duchowych, pod którymi kryje się
resentyment i wewnętrzne zakłamanie: nie duch – pustka. A więc,
to tak naprawdę my chrześcijanie jesteśmy nihilistami. Takie myśli
dopiero mogą zrodzić poczucie winy. Wobec powyższego wielu
chrześcijan mierzących się z tym chciałoby dostosowania wiary do
tego świata ludzkiego, aby chrześcijaństwo było bardziej ludzkie,
autentyczne.
Czy tak jest naprawdę? Z całym szacunkiem do Nietzchego i
pretensji sporej liczby ludzi (niejednokrotnie solidnie uzasadnionej
moralnie), uważam że nie do końca. Nie chodzi tu o świat, jako o
naturę ludzką (tak uważają liczni przeciwnicy chrześcijaństwa),
ile raczej o nieporządek tego świata. Uważam tzw. świat za
sprzeczny z Ewangelią. Człowiek rzeczywiście jest jakby 'nie z
tego świata' i nie jest to opinia jedynie chrześcijan, ale również
wielu myślicieli nowożytności i wyznawców innych religii.
Człowiek jest jakby rzucony w Wszechświat (Heidegger) i posiada
świadomość niedopasowania do tego świata, zupełnie jak żyjący
w zawieszeniu między światem materii i ducha człowiek scholastyki,
czy neoplatonizmu. Czy będzie to walka różnych stron ludzkiej
natury: apollińskośc i dionizyjskość, wszystko jedno. Człowiek w
obecnej kondycji moralnej jest jakby 'schizmatykiem' – wprawdzie
oddzielony od dobra, ale nadal jakby w jedności z nim na mocy
pewnych cech człowieczeństwa (powszechne dążenie do
humanitaryzmu, dobra, sprawiedliwości we wszelkich dziedzinach
życia). Ten nieporządek jest widoczny w codziennym życiu poprzez
gamę ludzkich uczuć dostrzganych na ulicy. Nie ma zgodności w
człowieku, koniec, kropka. Nie ma takiej możliwości by żyć
całkowicie w zgodzie z tym ludzkim (?) światem. Życie w zgodzie z
tym światem pochłania człowieka, czyni go niewolnikiem. Świadomym,
bądź nieświadomym, ale przy nieświadomości tego stanu, widzimy
objawy niewolnictwa w postaci degeneracji kultury.
Chrześcijanie żyją w świecie, choć nie są ze świata –
stanowią jego duszę, jak pisał autor Listu do Diogeneta. Fakt,
jest dużo miejsc, zwłaszcza u sw. Jana, które mówią o nienawiści
świata, ale mówią o nienawiści ze strony świata wobec
chrześcijan, nigdy odwrotnie. Chrześcijaństwo na zachodzie
budowane prymatem myśli augustyńskiej stworzyło bardzo surowe,
ascetyczne i hierarchiczne społeczeństwo. Dotyczyło to przede
wszystkim elit: możnych, mnichów i duchownych (a i tutaj różnie
bywało z ascezą...). Ogromne masy ludowe, barbarzyńskie lecz
ochrzczone, żyły raczej wśród znacznej swobody moralnej, nadal
stosując się do własnych romańskich, germańskich czy
słowiańskich zasad, włączając w to również seksualność.
Przez całe średniowiecze przecież istniały różne "naturalne"
metody antyoncepcji.
Św. Paweł wołał do chrześcijan z Koryntu: "Chciałbym, aby
wszyscy ludzie byli tacy jak ja". I chociaż nikt tu wszak
nikogo nie zmusza do czystości, celibatu ma to odzwierciedlać pewną
tendencję – nienawiści wobec świata. Tego konkretnego świata
ludzkiego rzecz jasna. W pewnych przypadkach może się okazac to
prawdą, jednak nie wolno tego generalizować, gdyby tak było,
chrześcijaństwo nie różniłoby się od kataryzmu. Mówiąc o
negatywnym stosunku chrześcijaństwa do 'ludzkiego świata' warto
wspomnieć o jednym: Nietzsche dorastał w luterańskich,
pietystycznych Niemczech, kulturze o surowej moralności skutecznie
tłumiącej ludzką seksualność. Był wychowywany wśród kobiet,
co psychologicznie rzecz biorąc, mogło stać za jego koncepcją
woli mocy (wartości typowo męskiej) i doprowadziło go do
"przewartościowania wartości".
Świat protestancki (zwłaszcza purytańska Anglia i Stany
Zjednoczone) doprowadził do stłumienia w znacznej części ludzkiej
seksualności i erotyzmu, co skutkowało potem tzw. rewolucja
seksualną '68. Wprost widać to w protestanckiej Ameryce - do
niedawna jeszcze purytański obyczajowo kraj, zamienił się w
największe centrum światowej rozrywki oraz centrum produkcji i
dystrybucji pornografii... Nie zamierzam atakować protstantyzm jako
taki, ale chciałbym pokazać antykatolickim polemistom, że
krytykując katolicyzm za 'obyczajowy purytanizm' czestokroć żyją
w fałszywych wyobrażeniach na temat naszej religii. Katolicikie,
augustyńskie średniowiecze było zgoła inne. Surowa asceza, jak
wspomniano wyżej, dotyczyła raczej tylko elit, lud wiejski żył
swoim życiem niejednokrotnie rubasznym (przykładowo św. Augustyn w
dziele De Ordo uznawał
istnienie prostytutek za konieczne (w ramach porządku chroniły one
społeczeństwo przed
rozpustą i nadmierną namiętnością, a porządne kobiety przed
gwałtem ze strony tych, którzy nie potrafią nad sobą zapanować).
Czasy nowożytne katolickie znowu
odróżniają się in plus w
porównaniu ze społeczeństwami protestnackimi. Romantyzm, piękne
kobiety kojarzą się wszak raczej z krajami katolickimi kultury
śródziemnomorskiej (fenomen Don Juana), o realizowanych fantazjach
erotycznych władców katolickich nie będę wspominał. Największa
tragedię romantyczną powstałą w Elżbietańskiej Anglii
(anglikańskiej wprawdzie, ale mającej wiele jeszcze pozostałości
katolickich) napisał kryptokatolik... Nawet w czasach średniowiecza
pełnego i późnego, gdy ascezę i mistykę w pewnym sensie
zdemokratyzowano, zyskała wszak i ona swój niezwykle silny
charakter erotyczny. I św. Paweł, i św. Augustyn wszak znali
doskonale ten charakter chrześcijańskiej mistyki. Rzecz
jasna nie twierdzę, że można być świeckim katolikiem i żyć
życiem swawolnym, gdyż taki zarzut można by sformułować. Opisuję
tylko świat taki, jakim był, a jest również świadom, że etyka
(to jak uważamy że należy żyć) nigdy nie pokrywa się
moralnością (tym jak żyjemy), przynajmniej w tym ziemskim żywocie.
Czy chrześcijanie nienawidzą świata? Wedle Pisma to świat nienawidzi chrześcijana (ewangelia św. Jana). Na pewno wśród tych, którzy chcą być uczniami i żyć według błogosławieństw istnieje konieczność wyrzeczenia się świata. Natomiast patrząc na dzieje cywilizacji europejskiej, można stwierdzić, że chrześcijańswto (tradycyjne katolickie czy prawosławne) sublimuje, przekształca świat. łagodzi go. Może żartobliwie nieco
odpowiem, że po prostu kochają go, ale 'nieco i n a c z e j'... A
skoro tak, to dlaczego mają być z tego powodu intelektualnie
dyskryminowani, wszak w dzisiejszym świecie to prawie zbrodnia?
łsz
łsz