piątek, 24 stycznia 2020

Czy chrześcijanie nienawidzą świata?

Jakiś czas temu usłyszałem ostry zarzut, postawiony publicznie, że chrześcijanie nienawidzą świata (pojętego nie jako glob, ale to wszystko co wiąże się ze swiatem zmysłowym człowieka). Mocne. Takie nietzscheańskie. Chrześcijaństwo, o ile nie chce zaprzeczyć samemu sobie zawsze wiąże się z pojęciem ofiary, ascezy, wyrzeczenia, odrzucenia materialnego świata, i wyborze świata duchowego. Człowiek wręcz przeciwnie, aby zrealizować w pełni siebie powinien dać upust swoim rządzom w dziedzinie władzy, bogactwa, zaspokajania głodu i seksu. Zupełnie tak, jak obecnie ludzie mieszkający na zachodzie skupiają się bardziej na tej dionizyjskiej stronie życia. Dla Nietzschego podstawę światopoglądu stanowią wartości tzw. dionizyjskie, związane z uciechą życia. 

Świat daje wiele możliwości, świat kusi, jak by powiedzieli chrześcijanie. Ten specyficzny l u d z k i świat, ograniczony do pewnych dziedzin życia, w zakresie których, chrześcijaństwo stawia pewne wymagania człowiekowi a nierzadko zakazy... W sposób szczególny widać to w sporze LGBT – konserwatywny katolicyzm. Tradycyjna religia jawi się jako coś co krępuje człowieka, niszczy jego życie osobiste i rozwój. Pienieądze, ludzka chwała, kultura zabawy, no i oczywiście... seks lub raczej pewna specyficzna współczesna kultura erotyczna. Wielu ludzi na pewno chciałoby ułożenia reliacji z Bogiem (albo jakiekolwiek własnej duchowości), ale chrześcijaństwo odstrasza ich od tego właśnie samą perspektywą zmiany życia i zerwania ze światem. Wymaga to woli zerwania z alkoholem, narkotykami, zdobywaniem kobiet/oddawniem się mężczyznom. Do tego dochodzi raczej zdystansowanie się od kultury weekendu i – w przypadku kobiet głównie – zmiana stylu ubierania się, uznanie w pewnej formie swej zależności od mężczyzny. Brzmi nieco jak symptomy wprowadzania prawa szariatu. Ale przecież chrzecijaństwo to nie szariat, więc o co chodzi?

Można sobie zadać wtedy pytanie następujące: dlaczego chrześcijanie chcą zerwać z tym wszystkim, wszak jest to istotna część ludzkiego życia? Czy nie jest tak, że jest to pewnego rodzaju resentyment? Chrześcijanie nie mają władzy, nie są bogaci, nie jeżdzą drogimi samochodami, nie mają pięknych kobiet. zamieniają więc to wszystko na wartości przeciwne. Zadajmy więc to pytanie: czy nie jest po prostu tak, że chrześcijanie nienawidzą świata, ponieważ nie mają go u swoich stóp? Dużo mówienia o wartościach duchowych, pod którymi kryje się resentyment i wewnętrzne zakłamanie: nie duch – pustka. A więc, to tak naprawdę my chrześcijanie jesteśmy nihilistami. Takie myśli dopiero mogą zrodzić poczucie winy. Wobec powyższego wielu chrześcijan mierzących się z tym chciałoby dostosowania wiary do tego świata ludzkiego, aby chrześcijaństwo było bardziej ludzkie, autentyczne.

Czy tak jest naprawdę? Z całym szacunkiem do Nietzchego i pretensji sporej liczby ludzi (niejednokrotnie solidnie uzasadnionej moralnie), uważam że nie do końca. Nie chodzi tu o świat, jako o naturę ludzką (tak uważają liczni przeciwnicy chrześcijaństwa), ile raczej o nieporządek tego świata. Uważam tzw. świat za sprzeczny z Ewangelią. Człowiek rzeczywiście jest jakby 'nie z tego świata' i nie jest to opinia jedynie chrześcijan, ale również wielu myślicieli nowożytności i wyznawców innych religii. Człowiek jest jakby rzucony w Wszechświat (Heidegger) i posiada świadomość niedopasowania do tego świata, zupełnie jak żyjący w zawieszeniu między światem materii i ducha człowiek scholastyki, czy neoplatonizmu. Czy będzie to walka różnych stron ludzkiej natury: apollińskośc i dionizyjskość, wszystko jedno. Człowiek w obecnej kondycji moralnej jest jakby 'schizmatykiem' – wprawdzie oddzielony od dobra, ale nadal jakby w jedności z nim na mocy pewnych cech człowieczeństwa (powszechne dążenie do humanitaryzmu, dobra, sprawiedliwości we wszelkich dziedzinach życia). Ten nieporządek jest widoczny w codziennym życiu poprzez gamę ludzkich uczuć dostrzganych na ulicy. Nie ma zgodności w człowieku, koniec, kropka. Nie ma takiej możliwości by żyć całkowicie w zgodzie z tym ludzkim (?) światem. Życie w zgodzie z tym światem pochłania człowieka, czyni go niewolnikiem. Świadomym, bądź nieświadomym, ale przy nieświadomości tego stanu, widzimy objawy niewolnictwa w postaci degeneracji kultury.

Chrześcijanie żyją w świecie, choć nie są ze świata – stanowią jego duszę, jak pisał autor Listu do Diogeneta. Fakt, jest dużo miejsc, zwłaszcza u sw. Jana, które mówią o nienawiści świata, ale mówią o nienawiści ze strony świata wobec chrześcijan, nigdy odwrotnie. Chrześcijaństwo na zachodzie budowane prymatem myśli augustyńskiej stworzyło bardzo surowe, ascetyczne i hierarchiczne społeczeństwo. Dotyczyło to przede wszystkim elit: możnych, mnichów i duchownych (a i tutaj różnie bywało z ascezą...). Ogromne masy ludowe, barbarzyńskie lecz ochrzczone, żyły raczej wśród znacznej swobody moralnej, nadal stosując się do własnych romańskich, germańskich czy słowiańskich zasad, włączając w to również seksualność. Przez całe średniowiecze przecież istniały różne "naturalne" metody antyoncepcji.

Św. Paweł wołał do chrześcijan z Koryntu: "Chciałbym, aby wszyscy ludzie byli tacy jak ja". I chociaż nikt tu wszak nikogo nie zmusza do czystości, celibatu ma to odzwierciedlać pewną tendencję – nienawiści wobec świata. Tego konkretnego świata ludzkiego rzecz jasna. W pewnych przypadkach może się okazac to prawdą, jednak nie wolno tego generalizować, gdyby tak było, chrześcijaństwo nie różniłoby się od kataryzmu. Mówiąc o negatywnym stosunku chrześcijaństwa do 'ludzkiego świata' warto wspomnieć o jednym: Nietzsche dorastał w luterańskich, pietystycznych Niemczech, kulturze o surowej moralności skutecznie tłumiącej ludzką seksualność. Był wychowywany wśród kobiet, co psychologicznie rzecz biorąc, mogło stać za jego koncepcją woli mocy (wartości typowo męskiej) i doprowadziło go do "przewartościowania wartości". 

Świat protestancki (zwłaszcza purytańska Anglia i Stany Zjednoczone) doprowadził do stłumienia w znacznej części ludzkiej seksualności i erotyzmu, co skutkowało potem tzw. rewolucja seksualną '68. Wprost widać to w protestanckiej Ameryce - do niedawna jeszcze purytański obyczajowo kraj, zamienił się w największe centrum światowej rozrywki oraz centrum produkcji i dystrybucji pornografii... Nie zamierzam atakować protstantyzm jako taki, ale chciałbym pokazać antykatolickim polemistom, że krytykując katolicyzm za 'obyczajowy purytanizm' czestokroć żyją w fałszywych wyobrażeniach na temat naszej religii. Katolicikie, augustyńskie średniowiecze było zgoła inne. Surowa asceza, jak wspomniano wyżej, dotyczyła raczej tylko elit, lud wiejski żył swoim życiem niejednokrotnie rubasznym (przykładowo św. Augustyn w dziele De Ordo uznawał istnienie prostytutek za konieczne (w ramach porządku chroniły one społeczeństwo przed rozpustą i nadmierną namiętnością, a porządne kobiety przed gwałtem ze strony tych, którzy nie potrafią nad sobą zapanować). 
 
Czasy nowożytne katolickie znowu odróżniają się in plus w porównaniu ze społeczeństwami protestnackimi. Romantyzm, piękne kobiety kojarzą się wszak raczej z krajami katolickimi kultury śródziemnomorskiej (fenomen Don Juana), o realizowanych fantazjach erotycznych władców katolickich nie będę wspominał. Największa tragedię romantyczną powstałą w Elżbietańskiej Anglii (anglikańskiej wprawdzie, ale mającej wiele jeszcze pozostałości katolickich) napisał kryptokatolik... Nawet w czasach średniowiecza pełnego i późnego, gdy ascezę i mistykę w pewnym sensie zdemokratyzowano, zyskała wszak i ona swój niezwykle silny charakter erotyczny. I św. Paweł, i św. Augustyn wszak znali doskonale ten charakter chrześcijańskiej mistyki. Rzecz jasna nie twierdzę, że można być świeckim katolikiem i żyć życiem swawolnym, gdyż taki zarzut można by sformułować. Opisuję tylko świat taki, jakim był, a jest również świadom, że etyka (to jak uważamy że należy żyć) nigdy nie pokrywa się moralnością (tym jak żyjemy), przynajmniej w tym ziemskim żywocie.

Czy chrześcijanie nienawidzą świata? Wedle Pisma to świat nienawidzi chrześcijana (ewangelia św. Jana). Na pewno wśród tych, którzy chcą być uczniami i żyć według błogosławieństw istnieje konieczność wyrzeczenia się świata. Natomiast patrząc na dzieje cywilizacji europejskiej, można stwierdzić, że chrześcijańswto (tradycyjne katolickie czy prawosławne) sublimuje, przekształca świat. łagodzi go. Może żartobliwie nieco odpowiem, że po prostu kochają go, ale 'nieco i n a c z e j'... A skoro tak, to dlaczego mają być z tego powodu intelektualnie dyskryminowani, wszak w dzisiejszym świecie to prawie zbrodnia?

łsz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz