czwartek, 12 stycznia 2017

Rozwód intelektu i rozumu.

Przede wszystkim zacznijmy od rodzaju wiedzy, która na tej stronie będzie prezentowana. Wszak to podstawa. Nie liczę na wielką liczbę czytelników. Uważam, że prawda o religii sama warta jest tego, żeby ją zaprezentować i pisać o niej. Nawet gdyby nikt się nią nie zainteresował. Po co pisać o religii? Nie piszę dla samego religioznawstwa - choć i takie zdarza mi się uprawiać  - pisze dla Prawdy, loghosu, który jest w religii zawarty. Dla tych prawd metafizycznych i objawionych, które nijak nie można udowodnić empirycznie, ale które są konieczne dla człowieka i wszechświata.


Żeby objaśnić o co chodzi zestawimy i porównamy myślenie kilku myślicieli: Artura Schopenhauera, J. Hospersa - dwóch różnych przedstawicieli współczesności, a z drugiej myślicieli epoki religijnej: Al.-Ghazalego (taki 'Piotr Damiani islamu') i św. Tomasza z Akwinu. Podsumowujemy ten krótki wpis R. Ingardenem (uczniem Husserla) i Rene Guenonem - myślicielem współczesnym, aczkolwiek rebeliantem nowoczesności w imię Tradycji.




Wychodzimy od myślicieli współczesnych, ponieważ sami żyjemy w epoce współczesnej. Modernizm ma jedną cechę podstawową: oddzielenie od religii, w imię racjonalizmu, sekularyzmu etc. Kant poprzednik niemieckiego woluntarysty Artura Schopenhauera, twierdził że, religia ma swoje funkcje społeczne, strażnika moralności prostego ludu. Schopenhauer, który był pod dużym wpływem Kanta twierdzi zgoła coś innego: że religia (ściśle rzecz biorąc chrześcijaństwo - gdyż pogaństwo hellenistyczne nie jest uznawane za religię przez Schopenhauera) nie jest potrzebna państwu do strzeżenia moralności. Czym jest dla Schopenhauera religia? Jest ona w istocie pewną alegorią prawd odkrywanych przez jednostki (mędrców) i w formie mitów, objawienia podawana prostym ludziom do wierzenia.




"Przedmiotem filozofii jako nauki wcale nie jest to, w co powinno się lub w co można wierzyć, lecz tylko to, co można wiedzieć. Chociaż by wiedza nie zgadzała się z artykułami wiary, nie poniosłaby ta ostatnia przez to żadnej szkody, albowiem dlatego jest wiarą, że uczy tego, czego nie można wiedzieć. Bo gdyby można jej artykuły rozumem pojąć, byłaby zbyteczna i śmieszna, jak zbytecznym i śmiesznym byłoby, gdyby ktoś usiłował stworzyć artykuły wiary dla matematyki.


Schopenhauer mówi tu o starym problemie relacji wiary i filozofii, wywodzącym się jeszcze ze średniowiecza, z którym walczyli i Al.-Ghazali i Tomasz z Akwinu. Pierwszy był mistykiem z kręgu muzułmańskiego neoplatonizmu, skrytykował filozofię i wykazał wyższość objawienia nad filozofią. Co oczywiście nie oznacza, że odrzucił filozofię jako-taką. Odrzucił ówczesny specyficzny arystotelizm, który najpełniej przedstawia się w myśli Awerroesa - polemisty Al.-Ghazalego. Tak wiarę opisywał sufi:


"Boża wiedza jest tak głęboka, że odpowiedzieć na pytanie o nią mogą tylko ci, którzy ją posiedli. Dziecko nie posiada prawdziwej wiedzy o osiągnięciach intelektualnych dorosłego. Przeciętny dorosły nie rozumie osiągnięć intelektualnych uczonego. Na tej samej zasadzie człowiek wykształcony nie zrozumie doświadczeń oświeconych świętych bądź sufich". Al.-Ghazali [w:] I. Shah, "Droga sufich".


Z kolei nasz chrześcijański filozof wykazywał zgodność wiary i filozofii. Uważał, że filozofia jest narzędziem wyższej nauki - teologii nazywanej  przez niego scientia sacra. Jakkolwiek poznanie Boga jest możliwe przez rozum, dojść do tego mogą nieliczni, częstokroć po drodze napotykając błędy. Dlatego dla człowieka mającego niedoskonałe, skażone przez grzech pierworodny poznanie, potrzebne jest objawienie. Św. Tomasz z Akwinu dzieli jednak prawdy wiary na te, które są objawialne i dostępne rozumowi (np. jedność Boga) i na te, które można otrzymać tylko przez wiarę, prawdy objawione: zmartwychwstanie, stworzenie ex nihilo etc. Są one niezbędne do dzieła zbawienia. Dla Tomasza wiara jest aktem intelektu. Dla wyjaśnienia pewnych nieścisłości: intelekt jest pojęciem szerszym od rozumu. Intelekt (łac. czytać między, gr. nous - myśl tożsama z duchem) jest tym co pozwala człowiekowi myśleć przez tworzenie pojęć, abstrakcji, operowanie myślami. Rozum (ratio) jest władzą intelektu, który osądza rzeczy.


Cała budowla europejskiej myśli teologiczno-filozoficznej zaczęła się walić po śmierci Tomasza. Wraz z tymi filozofami, którzy próbowali 'bronić' wiary przed filozofią. Jana Dunsa Szkota i Wilhelma Okhama. Ich ideowym epigonem jest fideista do szpiku kości: Marcin Luter, to jest postać, któa spowodowała wielkie rozdzielenie wiary i intelektu. Paradoksalnie jemu - fideiście, racjonalizm, scjentyzm, empiryzm współczesny zawdzięcza więcej niż przedstawicielom rewolucji naukowej XIX w. Kryzys ów idzie w parze z czymś co można określić jako rozdział ratio et intellectus. Prawdy wiary zawierały się w intelekcie, podobnie jak powszechniki, pojęcia ogólne. W. Ockham oddzielający wiarę od rozumu, zanegował istnienie powszechników, określając je jako sztuczne byty. Tomaszowi wydawało się jedynie, że zażegnał wielki spór z czasów Abelarda, umieszczając powszechniki jako idee istniejące w umyśle Boga (co było chyba ostatnim neoplatońskim wątkiem myśli Tomaszowej). Na ten czas pojęcia ogólne istnieją tylko jako wytwór ludzkiego intelektu, dla którego prawdziwe jest tylko to co można zbadać zmysłami. Istnieje jeszcze Absolut, istnieje metafizyka, lecz z czasem spotka je ten sam los co powszechniki - w XVIII/XIX staje się powoli wytworem umysłu, bez możliwości udowodnienia ich prawdziwości. Ockhamowi i Szkotowi wydawało się, że obronią wiarę oddzielając ją od filozofii, przez swoją myśl doprowadzili do uznania jej subiektywnego, relatywnego charakteru i zniszczenia jej podstaw w zachodniej kulturze:




[...] W każdym razie wiara i wiedza są to rzeczy zasadniczo różne, które dla swego własnego dobra powinny się trzymać z dala jedna od drugiej i kroczyć każda własną drogą, wcale nie zważając na siebie" A. Schopenhauer, "O religii", s. 55.




Schopenhauer twierdził jednak, że religie przedstawiają pewne prawdy. Jednak w powyższych perspektywach kryzysu filozofii nie zostaje absolutnie nic z metafizyki. Nie można mówić o istocie rzeczy, o bycie jako takim, o substancji czy o ideach. W gruncie rzeczy pozostają tylko cechy, aspekty - to co człowiek może poznać przez zmysły i to co rozum może stwierdzić jako zgodne z prawdą. Możemy wówczas mówić o człowieku, o definicji człowieka, który będzie dla nas tylko zbiorem pewnych cech jakie spotykamy w każdym człowieku. Jednak pojęcie człowiek jako taki, jego istota nie istnieje. Zadnie - człowiek jest 'istotą rozumną', czy 'bytem duchowo-cielesnym', nic już nie będzie mówiło. Są tylko jego cechy; wyprostowana postawa, opieranie się na dwóch nogach, rozumność. Nigdzie nie ma istoty człowieczeństwa, czy też jego natury. Uzasadnianie czegoś w odwołaniu do natury ludzkiej nie będzie posiadać sensu. Prawa człowieka są, de facto, w konsekwencji czystym konwenansem. Pojęcie człowiek jest tylko zbiorem pewnych cech, które można co najwyżej poszerzać, zwężać (nb. trapiąca tak Zachód kwestia aborcji). Tak wygląda to w filozofii filozofa analitycznego - Johna Hospersa, który neguję myślenie istotowe filozofii klasycznej. Pozostaje naukowy pozytywizm w czystej postaci. Czy tak jest w rzeczywistości? W jednym ze swoich dzieł pt. "Analiza filozoficzna", J. Hospers - wzorem filozofów klasycznych - prowadzi dialog, między zwolennikiem filozofii analitycznej a zwolennikiem klasycznej filozofii wywodzącej się od Arystotelesa. Rzecz jasna dialog ten wygrywa pierwszy przedstawiciel, który wyjaśnia interlokutorowi, że pojęcia istoty i natury są niejasne, niestałe. Dlatego powinny być odrzucone.


Jednak wskazuje to tylko na to, że nasz umysł nie jest w stanie 'utrafić' byt jak to określił Roman Ingarden. Możemy mówić np. o 'ten oto Giewont'. Podczas, gdy do naszego umysłu docierają rzeczywiście dane, które można określić jako cechy, nie całość bytu nazywanego Giewont. Jednak nie znaczy to bynajmniej, że  całość bytu 'Giewont' nie istnieje. Przeciwnie - mamy świadomość jego istnienia. Mamy na myśli nie tylko zbiór cech, ale jedną, konkretną c a ł ą rzecz, byt. Według Ingardena "Natura, Istota" są pojęciami, które są jak najbardziej pomocne i podstawowe przy opisywaniu rzeczywistości.




'Rozwód' rozumu i intelektu jest jedną z głównych przyczyn kryzysu Zachodu według Rene Guenona, francuskiego tradycjonalisty. Liczy się tylko to co można dotknąć, zważyć, posmakować, to co dla rozum osądza jako rzeczywistość empiryczna. To co tradycyjnie przynależne światu intelektu: religia czy klasyczna mądrość (filozofia) jest zagubione, gdyż nie można tego oprzeć o zasady nauk ścisłych. Nie można tego dotknąć, zbadać, ale Rene Guenon w swoich pismach zachęca do weryfikacji Tradycji poprzez wejście na drogę inicjacji.

Czyż to, co 'intelektualne' nie stoi na straży ludzi i świata? Podajmy jako przykład liberalne prawa człowieka. Zachód jest obecnie cywilizacją śmierci, nie ma przyszłości. Podstawa metafizyczna praw człowieka, która jeszcze kilkadziesiąt lat temu była niepodważalna, dziś praktycznie nie istnieje. A do praw człowieka dodaje się różne absurdalne wynaturzenia. Zadanie odbudowy Zachodu, poszukiwanie jego ratunku to pogodzenie rozumu i intelektu, odbudowa wiary i metafizyki.




Świat intelektualny, świat duchowy istnieje. To jest stanowisko, które przyjmujemy, na tym blogu, gdzie zajmować się będziemy Bogiem, religią, filozofią i kulturą. Niniejszy artykuł nie rości sobie pretensji do ogłoszenia triumfu intelektualnego, wręcz przeciwnie, potrafiłbym sobie wyobrazić przeciągnięcie tej dyskusji dalej, obalając powyższe tezy, a następnie dalej je broniąc. Są to zagadnienia, przy których trzeba po prostu zająć stanowisko i niniejszym to czynię, podając pewien punkt wyjściowy. Nie zgadzam się ani z ockhamizmem i protestanckim fideizmem, ani z powstałą wskutek nich filozofią nowoczesną. Wiara i rozum to dwa skrzydła jednego ptaka, a tu zajmiemy się opisem struktury tych skrzydeł.













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz