W pismach Platona jest taki ciekawy fragment, gdzie filozof rozważa jak należałoby stworzyć idealnie sprawiedliwe polis. Musiałoby ono być naturalnie założone i rządzone przez mędrca. Co więcej jeśli ów mędrzec chciałby takie państwo oparte o doskonałą sprawiedliwość stworzyć, musiałby wziąć na siebie wszelkiego rodzaju przewinienia ludu. Musiałby w ten sposób ‘wchłonąć’ wszelkie pretensje ludzi o ich krzywdy, których normalnie nie można wyrównać. Zostałby okrutnie zamęczony i w konsekwencji zamordowany. Platon pisał ponad 300 lat przed Chrystusem, w zupełnie odmiennej kulturze, czy przypomina nam to coś? Oczywiście, że tak. Przypomina nam mękę Jezusa Chrystusa. Platon doszedł do tak wielkiej prawdy tego “proroctwa” mocą rozumu. Nie podjął jednak takiego dzieła. Nie był w stanie.
Dzisiejsza ewangelia zapowiada ofiarę takiego Sprawiedliwego. Chrystus bierze na siebie całą niesprawiedliwość, wszelkie grzechy. Stał się dla nas przekleństwem. Jak to? Czyż nie brzmi to jak bluźnierstwo?! Ale tak właśnie jest. Chrystus sam to przyznaje w dzisiejszej ewangelii: “Jak Mojżesz został wywyższony na pustyni, tak potrzeba aby wywyższono Syna Człowieczego”. Dlaczego Jezus odwołuje się do tej konkretnej sceny z Księgi Liczb? Jak pamiętamy za kolejne szemrania i bluźnierstwa przeciw Mojżeszowi, Bóg zesłał na Izraelitów karę w postaci wężów jadowitych, których jad uśmiercał ludzi. Gdy zrozumieli swój grzech poprosili Mojżesza by przebłagał Boga oraz odwrócił to przekleństwo od nich. Wówczas Bóg nakazał odlanie figury węża, tego samego, który ich kąsał. A więc symbol tego co złe umieścił jako posąg na palu, by ocalić ludzi przed złem. Coś takiego tkwi w naturze człowieka, który tworzy różne przedmioty, aby go chroniły – określamy to amuletami. Wyobrażenia tych rzeczy, przed którymi chcemy mieć obronę. Dla chrześcijan jest to jednak bałwochwalstwo, jeden jest tylko ‘amulet’ chroniący od złego.
Z Chrystusem jest podobnie. Krzyż przecież jest narzędziem okrutnej kary. Kto na nim umiera jest przeklęty przez społeczność. Mordercy przecież wisieli na krzyżu. Co takiego złego bierze na siebie Chrystus na krzyżu? Jakiego rodzaju przekleństwo? Św. Paweł rozjaśnia tę kwestię w Liście do Galatów 3, 10-13: “ Natomiast na tych wszystkich, którzy polegają na uczynkach Prawa, ciąży przekleństwo. Napisane jest bowiem: Przeklęty każdy, kto nie wypełnia wytrwale wszystkiego, co nakazuje wykonać Księga Prawa. A że w Prawie nikt nie osiąga usprawiedliwienia przed Bogiem, wynika stąd, że sprawiedliwy z wiary żyć będzie. Prawo nie opiera się na wierze, lecz [mówi]: Kto wypełnia przepisy, dzięki nim żyć będzie. Z tego przekleństwa Prawa Chrystus nas wykupił - stawszy się za nas przekleństwem, bo napisane jest: Przeklęty każdy, którego powieszono na drzewie - aby błogosławieństwo Abrahama stało się w Chrystusie Jezusie udziałem pogan i abyśmy przez wiarę otrzymali obiecanego Ducha. Przekleństwem są skutki grzechu który popełnia człowiek. Najpoważniejszą konsekwencją grzechu czy przekleństwem jest utrata życia daru od Boga: “Zapłatą za grzech jest śmierć” (Rz 6, 23).
Naszymi wężami jadowitymi są obecnie konsekwencje grzechu, prowadzące do śmierci, naszym wężem miedzianym, w którym jest wybawienie jest Chrystus zabity na krzyżu. Zwróceni ku Niemu, wpatrzeni w Niego oczami wiary, mamy rozwijać w sobie chrystusowe spojrzenie na grzech i cierpienie.
“Tak potrzeba by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy kto w Niego wierzy miał życie wieczne”. Uwierzyć… Wydaje się proste prawda? Zupełnie jak u niektórych hurraoptymistów rodem z USA, dla których wiara ogranicza się do wypowiedzenia kilku słów. Jakiej wiary chce od nas Jezus? Czego oczekuje? Św. Paweł doprecyzowuje: “Jeżeli ustami i wyznasz, że Jezus jest Panem, wi w sercu swym uwierzysz, że Bóg go wskrzesił z martwych - będziesz zbawiony” (Rz 10, 9). Czym jest wiara biblijna? Nie jest wiarą jedynie deklaratywną. Nie wyznajemy jej tylko ustami, ale potwierdzamy sercem (duszą, całym naszym jestestwem).
Ks. Józef Sadzik, gorliwy duszpasterz polskiej emigracji paryskiej, twórca serii “Znaki Czasu” i autor wstępu do przekładów “Księgi Psalmów” i “Księgi Hioba” Czesława Milosza, twierdzi, że nasze współczesne rozumienie wiary jest znacząco różne od tego biblijnego. Dla nas wiara jest jakimś dopełnieniem naukowej wizji świata. Tam gdzie nie sięgnie rozum, tam potrzebny jest Bóg. Gdy jednocześnie zakres nauki poszerza się, zakres wiary maleje. Naukowo można coraz więcej wytłumaczyć, a Bóg staje się jakąś kłopotliwą hipotezą. Wiara jako przeciwstawienie lub dopełnienie wiedzy jest skazana na porażkę. W Biblii nie ma tego typu ludzi “wierzących”, są ludzie, którzy całą swą egzystencję złożyli w ręku Boga, a nic nie wskazywało na ich ocalenie. Hebrajskie słowo aman, oznacza poczucie stałości stabilności, pewności, mocy. Bóg jest dla takiego wierzącego jest jak twierdza, góra niewzruszona. Gdzie tu miejscu na niepewność?
Jak widać po wielu psalmach pokutnych, błagalnych i pochwalnych, większość z nich opisuje człowieka, który znalazł się w trudnym położeniu. Przyjaciele – zdradzili, jest sam, wokół wrogowie i prześmiewcy, którzy czyhają na jego życie. To dokładnie proroctwo o Jezusie. Skoro te pieśni powstały w ciężkim doświadczeniu a zostały włączone do kanonu PŚ, świadczą o tym, że Bóg nie zawiódł szczerze mu ufających.
Uczeń św. Pawła mówi że "wiara jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem rzeczywistości niewidzialnych, których twórcą jest sam Bóg (Hbr 11,1). “Dowód”, czyli hipostasis, to co jest ukryte, stoi pod, jest dla ludzi wierzących jakby zalążkiem tego co w niebie: “Królestwo Boże już jest pośród Was”. Myślę, że współcześnie najlepiej świadczą o tym różnego rodzaju składane świadectwa przemiany ludzi. Mając to życie, oni nie chcą tamtego, mimo, że często opływali w dostatki. Oni są ludźmi silnymi. To w końcu oni budzą wiarę dzisiejszego polskiego kościoła. Obecny kościół, I to nie tylko w Polsce jest zastraszony, bo jeśli Bóg staje się hipotetyczny, trzeba się kłaniać światu. Dlatego to nasze próby włączania się w nowoczesność świata wypada fatalnie. “Tego rodzaju odnowa czyni z nas wierzących błaznów” jak mówi ks. J. Sadzik.
Wiara jest dziś często rozpatrywana jako postawa egzystencjalna, czyni się to niejako w kontrze do czasów minionych, gdy wiara była przede wszystkim aktem intelektu (św. Tomasz z Akwinu). Ale do tak pojmowanej wiary, częstokroć mieszanej z miłością i nadzieją, wkradł się według Romano Amerio pyrronizm (czyli sceptycyzm). Prostym przykładem były słowa napisane przez francuskiego teologa Jeana Sullivana: “nie można być pewnym tego, w co się wierzy”. U Sullivana, przez zaowalowane myślenie, pewność bierze się z nieugruntowanej wiedzy, lecz Amerio stwierdza, że jest wprost przeciwnie. Pewność przecież wynika z wiedzy pogłębionej. Poprzez krytykę rozumu wielu teologów odebrała niestety wierze pewność. Tę pewność, która wszak wyrażała się w pierwotnym znaczeniu wiary jako skały, opoki. Czymś co po prostu j e s t i nie zawodzi. Oby Kościół w Europie za jakiś czas przez to nie dawał wyrazu postawie, którą Romano Amerio określił jako “wierzcie we mnie, który sam w siebie nie wierzę”...
Cała Wielka i Święta Tradycja ojców kościoła przypomina nam wszak, że jest możliwym i całkowicie realnym godzenie pewności wiary i głoszenie Boga nieznanego, całkowicie transcendentnego wobec świata. Jest to teologia apofatyczna, która orzeka o Bogu przez negację. Konkludując zakończmy słowami słynnego Romano Amerio: “wiara jest niewzruszonym przeświadczeniem, które odrzuca klauzulę rebus sic statibus, czyli klauzulę historyczności i wprowadza człowieka w sferę ponadhistoryczną, ponadczasową, gdzie rządzi Wszechmocny”. Jednym słowem: AMEN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz