wtorek, 17 października 2023

Dwie drogi, dwa rodzaje dóbr.

 Komentarz czwartek po Popielcu.

Wedle teologii św. Augustyna są na świecie dwa rodzaje dóbr: frui oraz uti. Te które należy pożądać - dobra duchowe i te których należy używać - materialne. Ze względu na grzech pierworodny moc intelektu i wolnej woli została krańcowo osłabiona, człowiek nie jest w stanie rozpoznać właściwych dóbr, które powinien pożądać i delektować się nimi. Zamiast duchowych, pożąda i delektuje się materialnymi, co rodzi w nim zło, brak w bycie.

Z powodu grzechu pierworodnego nie jesteśmy przeto w stanie, sami z siebie, wypełnić nakazu Mojżesza z dzisiejszego czytania: „Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście. Ja dziś nakazuję ci miłować Pana, Boga twego, i chodzić Jego drogami, zachowywać Jego polecenia, prawa i nakazy, abyś żył i mnożył się, a Pan, Bóg twój, będzie ci błogosławił w kraju, który idziesz posiąść” (Wj 30, 15-16). Tak naprawdę bodajże tylko patriarchowie Henoch i Noe, zostali w Biblii określeni jako ci, którzy chodzą drogami Pana. Nikt z Izraelitów nie był w stanie chodzić tylko i wyłącznie drogami Pana, wszyscy i tak grzeszyli.

Dlatego Jezus w Ewangelii mówi, że uczeń powinien iść z a N i m. Zaprzeć się samego siebie. Tylko Jezus człowiek bez grzechu, człowiek, który zna to co w górze, to co niebieskie, który zna Ojca, jest w stanie wytrwać na drodze do błogosławieństwa i życia. W nim wreszcie jest obraz prawdziwego człowieka, który w nas mieszka na mocy sakramentu chrztu i ma wrastać przez wiarę. Dlatego mamy odrzucić nasze ja (ego) gdyż jest ono zafałszowane przez grzech pierworodny. W Jezusie Chrystusie Nowym Adamie jest pełnia człowieczeństwa i pełnia naszej osoby.

 

xłszlak

kazanie XXII Niedziela po Zesłaniu Ducha Św.

 

Ewangelia XXII tygodnia po Zesłaniu Ducha Świętego, stawia przed nami zagadnienia polityczno- społeczne, wzajemnego stosunku władzy świeckiej i duchowej. Chrystus odpowiada na pułapkę zastawiona na Niego przez faryzeuszy; „Oddajcie Bogu co boskie, a cezarowi co cesarskie”. Warto zaznaczyć, że w naszych czasach, gdzie w całej Europie niepodzielnie panuje liberalizm, słowa te traktuje się jako legitymizacje wszelkiej laicyzacji. To właśnie tymi słowami często zamyka się usta Kościołowi. Nie można skrytykować moralności polityka, który przyjmuje komunię świętą, a na co dzień żyje jak diabeł no bo: „Oddajcie Bogu co boskie, a cezarowi co cesarskie”; nie można nic powiedzieć o aborcji, eutanazji., no bo: „Oddajcie Bogu co boskie, a cezarowi co cesarskie”; broń Boże nie wolno nic powiedzieć w przestrzeni publicznej na temat VI przykazania i kwestii wychowania, no bo „Oddajcie Bogu co boskie, a cezarowi co cesarskie”. Zupełnie jakby Chrystus mówiący te słowa ukonstytuował radykalną ideologie liberalną. Dla tego typu myślenia wiara powinna być tylko prywatną sprawą jednostki, nie ma żadnego przełożenia na sprawy społeczne.


Ale czy Jezus Chrystus istotnie chciał ustanowić tymi słowami laicką teorię o ograniczeniu religii do spraw prywatnych? Zastanówmy się nad istotnym znaczeniem Jego słów: „Oddajcie Bogu co boskie, a cezarowi co cesarskie”. Co takiego należy się Bogu? Na to pytanie odpowiada najważniejsze przykazanie: „Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem - Panem jedynym. Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił. Niech pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję” (Pwt 6, 4-6). Co należy się Bogu? Bogu należy się wszelka cześć i chwała. Bez ograniczeń: z całej duszy, myśli, serca, ze wszystkich sił, a więc kult Boże odnosi się do całej istoty człowieczeństwa. Nie ma obszaru wolnego, autonomicznego. Rzecz jasna w katolicyzmie jako religii personalistycznej to przykazanie po pierwsze odnosi się do osoby chrześcijanina. Jednak będzie posiadać również dalsze odniesienie do społeczności, człowiek jest istotą społeczną. Wprawdzie u Mateusza i Łukasza przykazanie to jest zacytowane bez odnośnika do Izraela, lecz u Marka jest zacytowane w całości i co charakterystyczne pojawia się zaraz po epizodzie z cesarską monetą. Skoro przykazanie mówi: "Słuchaj Izraelu" ma na myśli, nie tylko osoby, poszczególnych członków społeczności świętej, ale też Naród Wybrany, Królestwo Izraela. W ewangelii janowej (J 13, 34) to przykazanie miłości, inaczej sformułowane, nie jest traktowane tylko jako osobiste, lecz dane przez Chrystusa dla kolegium 12 apostołów: „Przykazanie nowe daję W a m” (Kościołowi jako społeczności doskonałej).


Wielki autorytet dla Polski i świata - św. Jan Paweł II na początku swego pontyfikatu wołał: „otwórzcie drzwi Chrystusowi […] Dla Jego zbawczej władzy otwórzcie granice państw, systemów ekonomicznych i politycznych, szerokie dziedziny kultury, cywilizacji, rozwoju! Nie bójcie się! Chrystus wie, co nosi w swoim wnętrzu człowiek. On jeden to wie”! Skoro papież wołał w latach 70. by te drzwi otworzyć, to znaczy, że widocznie ktoś je zamknął...


Jednym z świątobliwych papieży, którzy zajmowali się zagadnieniami społecznymi i relacjami państwo-Kościół był Leon XIII. Czynił to w czasach, gdy relacje te dawno były zaburzone, nie tyle przez tradycyjny konflikt papieża z cesarzem, czy emancypujące się królestwa narodowe, ale przez liberalne i marksistowskie ruchy rewolucyjne. Specyfika chrześcijańskiego państwa została opisana w encyklice Immortale Dei.


Papież zaczął od potwierdzenia bardzo ważnej rzeczy – wszelka władza zwierzchnia pochodzi od Boga. Podobnie jak życie rodzinne, życie w społeczności jest dane człowiekowi z natury, której twórcą jest Bóg. Przeto i władza pochodzi od Boga: „nie masz zwierzchności, jedno od Boga (Rz 13, 1). Kościół dystansuje się od popierania konkretnej formy rządu. „Tę czy ową przybrać może, byle dobru publicznemu przydatną”. Rząd, mają zwierzchność Boga za przykład, powinien kierować się sprawiedliwością, unikać despotyzmu we wszelkich odcieniach. Władza jest dla dobra powszechnego. Oczywiście ludzie poddani władzy obowiązani są jej posłuszeństwo, tak jak nakazuje św. Paweł w Liście do Rzymian (13, 1-2). Pomimo panowania demokracji w całej Europie ta prawda nie została odwołana. Chrystus mówi do Piłata: "Nie miałbyś władzy nade mną gdyby Ci jej nie dano z góry" (J 19, 11).


Co ciekawe nam czasy starożytne chrześcijaństwa kojarzą się raczej z prześladowaniami i wrogością stosunków państwo-Kościół. Jednak nie jest to pełny obraz. Już w Liście do Diogeneta anonimowy autor chrześcijański opisuje chrześcijan, że żyją jako porządni poddani, posłuszni obywatele. Nie wyróżniają się ubraniem ani językiem. Chrześcijanie dla świata są tym, czym dusza dla ciała. Gdy w czasach Marka Aureliusza nawała barbarzyńców zagrażała Imperium Romanum, chrześcijanie gorliwie modlili się o zwycięstwo dla rzymskich legionów. Niech przykładem będzie również historia legendarnego legionu tebańskiego, złożonemu z chrześcijan, któremu przewodził św. Maurycjusz patron chrześcijańskich rycerzy. Żołnierze wyróżniali się dzielnością i karnością w służbie Rzymu, odmówili jednak złożenia cesarzowi boskiej czci. Zostali za to ukarani tzw. decymacją.


W oparciu o prawo naturalne papież Leon przypomina, że społeczność urządzona przez Boga winna oddać Mu cześć przez publiczny kult – własną religię. Państwo powinno wspierać religię, otaczać ochroną prawa, gdyż ona odpowiada za porządek i moralność. Tą prawdziwą religią jest rzecz jasna Kościół Katolicki. Religia ma swoją autonomię wobec państwa, podobnie jak państwo ma autonomię w swoich doczesnych sprawach. Jedno nie może zdominować drugiego. Kościół jest społeczeństwem doskonałym, któremu Chrystus dał władzę odrębną i wyższą nad władzę świecką: „Trzeba bardziej słuchać Boga aniżeli ludzi” (Dz 5, 29). Od czasów papieża Gelazego V Kościół ogłosił swoją niekompetencje jeśli chodzi o sprawy doczesne, ta sfera należy do władców świeckich. Według Leona XIII między tymi władzami powinna istnieć ścisła harmonia tak jak między duszą i ciałem czy w siłach przyrody dążących do celu właściwego wszechświatowi.


Często mówi się, że dążąc do ideału wyznaczonego przez pierwszych chrześcijan, Kościół winien zrezygnować z wpływu na władzę świecką. Jednak dzieje kościoła starożytnego przeczą tej tezie według Papieża. Pierwsi chrześcijanie dążyli do przepojenia wszystkiego duchem ewangelii, również instytucji państwowych. To właśnie zagadnieniom państwa poświęcił swoje dzieło św. Augustyn w "Państwie Bożym". W jednym ze swoich listów napisał takie słowa, które zacytował Leon XIII:

"Ci, co mówią, że nauka Chrystusa sprzeciwia się państwu, niechaj wystawią wojska złożone z takich bojowników, jakich chce mieć nauka Chrystusa, niech dadzą takich mieszkańców prowincji, takich małżonków, takie żony, takich rodziców, takich synów, takich panów, takich sług, "takich królów, takich sędziów takich wreszcie oddawców i odbiorców długów skarbu publicznego, jakich wymaga nauka chrześcijańska, a wtedy niechaj się odważa powiedzieć, że religia chrześcijańska sprzeciwia się państwu; raczej niech bez wahania przyznają że religia, byle jej słuchano, jest pewnym zbawieniem rzeczypospolitej"

Jako przykład dobrej współpracy władz papież Leon podawał średniowieczną christianitas:

"Były niegdyś czasy, kiedy filozofia ewangeliczna rządziła państwami; wtenczas to dzielność owa i moc Boska chrześcijańskiej mądrości wniknęła w prawa, ustawy, obyczaje ludów, we wszystkie wreszcie stany i stosunki rzeczpospolitej; kiedy religia, przez Jezusa Chrystusa ustanowiona, niewzruszenie stojąc na tym stopniu godności, który jej się, należy, przychylnością panujących i ochroną prawna rządów wszędzie rozkwitała; gdy rząd duchowny ze świeckim łączyła zgoda i przyjazna wymiana usług".

Warto też nadmienić, że mimo uznania przez Kościół teorii suwerenności obywateli w rządzeniu państwem oraz rozwodnienia ideowego dawnych chadeckich partii, które nie upominają się już o obronę praw i przywilejów religii, Kościół zachował prawo do krytykowania i zwalczania niegodziwych ustaw. Prawo to zostało zachowane w encyklice Pacem in Terris, napisanej przez papieża Jana XXIII nb. papieża 2 Soboru Watykańskiego. 


Na koniec warto stwierdzić smutny fakt. Obecnie każda większa religia ma swojego protektora państwowego, religia katolicka jest takiego protektora de facto pozbawiona. Widać to było gołym okiem podczas rzezi chrześcijan na Bliskim Wschodzie, którzy w mniejszej części byli w jedności z Rzymem, ale to przecież tradycyjnie państwa zachodnie się za nimi upominali. Włodarze Zachodu zachowali zimną obojętność wobec rzezi chrześcijan Bliskiego Wschodu, w pewnych aspektach można powiedzieć, że do niej prowokowali. Za chrześcijanami Bliskiego Wschodu upomniała się za to Rosja, szyicki Iran i Hezbollah. Nie mając swego państwa, katolicy nie mają stałego protektora.

Więcej niż...

 Homilia: czwartek I Tygodnia Wielkiego Postu

Jeśli wyciągniemy wnioski stricte politologiczne z dzisiejszej Ewangelii niejeden z nas stwierdzi ze zdziwieniem, że Chrystus poważnie odstaje od dzisiejszych norm. Otóż Jezus powtarza cały czas, że jest kimś „więcej”. Więcej niż król, więcej niż prorok. Żeby to zrozumieć cofnijmy się do Księgi Powtórzonego Prawa do momentu jak Mojżesz wydaje ostatnie polecenia Izraelitom: „Pan, Bóg twój, wzbudzi ci proroka spośród braci twoich, podobnego do mnie. Jego będziesz słuchał" (Pwt 18, 15). O jakiego proroka chodzi? Bowiem w Izraelu było wielu proroków: prawdziwych ortodoksyjnych, ortodoksyjnych, ale sprzedajnych władzy czy fałszywych proroków Baala. Chodzi o proroka podobnego do Mojżesza, czyli? Zobaczmy, że Mojżesz był prorokiem przywódcą Izraela o bardzo szerokiej władzy nad ludem. Nie tylko ustalił Prawo, sądził lud, nauczał i prowadził politykę. Miał autorytet charyzmatyczny od Boga. Był pośrednikiem przymierza. Miał przeto władzę królewską do rządzenia nad całym Izraelem (choć królem nie był), władzę proroka i władzę nad kapłanami. O ile arcykapłanem był jego brat, to przecież Mojżesz go konsekrował, Mojżesz składał również ofiary Bogu i Mojżesz wchodził do Namiotu Spotkania. Mojżesz jest więc prorokiem o pełni władzy i takim się określa również Jezus z Nazaretu. Jest to więc rodzaj władzy absolutnej, by nie powiedzieć despotycznej.

Jest królem, kapłanem, prorokiem. Jezus oczywiście ma tę władzę, ale despotą w naszym współczesnym rozumieniu nie jest. Jego królestwo jest nie z tego świata. Jezus nie narusza wolnej woli człowieka. Nadto to jest kimś więcej od aniołów, jest bowiem Synem Bożym, nie w porządku stworzenia lecz zrodzenia. Końcówka dzisiejszej Ewangelii mówiąca o sądzie przypomina nam również, że człowiek nie może przejść obojętnym wobec godności Jezusa.

Ks. ŁSzlak

Ana’l-Haqq



(Homilia piątek V tygodnia Wielkiego Postu J 10, 31-42)

Jezus mówi do żydów: “Jesteście bogami”. Stary Testament zna dwa podstawowe określenia Boga: Jawhe (Imię objawione Mojżeszowi) oraz Elohim. Często szokującym wydaje się to, że słowo Elohim jest w liczbie mnogiej. Jednak nie ma w sobie nic z politeizmu. Oznacza ono moc, kogoś mocnego, a przede wszystkim Boga Zastępów, Boga i Jego aniołów, Boga i Jego wojsko. Jezus cytuje w tym miejscu Psalm 82, który bogami (hbr. Elohim) nazywa ludzi sprawujących niesprawiedliwe sądy.

Najciekawszy w tej ewangelii jest werset 35: “Jeżeli /Pismo/ nazywa bogami tych, do których skierowano słowo Boże - a Pisma nie można odrzucić to jakżeż wy o Tym, którego Ojciec poświęcił i posłał na świat, mówicie: Bluźnisz, dlatego że powiedziałem: Jestem Synem Bożym”? W tłumaczeniu brzmi to zwyczajnie, natomiast jeśli spojrzymy do oryginału, od razu zorientujemy się, że to sformułowanie: “skierowane słowo Boże”, przypomina słowa Prologu Janowego: “Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga”. Najlepiej werset J 10, 35 brzmiał by tak: “Skoro bogami określił tych, ku którym Logos Boga stał się”. Jest tu zawarty czasownik ‘gignomai’, Ten sam specyficzny czasownik, który Septuaginta zastosuje odnośnie wersetu 1, 1 Księgi Rodzaju. Widać tu pewien kotrast: Słowo Boże a Syn Boży. Jezus w tym wersecie mówi, że żydzi niesprawiedliwie chcą Go zabić, ponieważ nazwał się jedynie Synem Bożym, określeniem, które występuje w Piśmie i jest uprawnione, a przecież jest kimś więcej. W rzeczywistości jest Loghosem-Bogiem. Widać to szczególnie, gdy werset 10,35 odniesiemy do J 1, 1-2.

Tak jak Loghos jest skierowany ku Bogu Ojcu (J 1, 1), tak jest też skierowane Słowo ku nam (J 10, 35), abyśmy i my w duszy naśladowali życie Trójcy Świętej. Każdy z nas ma w sobie obraz Boga, wewnętrznego, duchowego człowieka jak by to określił św. Paweł. Niezwykle ciekawym się to wydaje w kontekście pewnej postaci ze świata Islamu. Świętego sufickiego Mansura al-Hallaja, który żył na Bliskim Wschodzie w X w. po Chr. Sufizm to ruch mistyczny, który powstał w łonie islamu sunnickiego ok. VII w. Do najbardziej znanych sufich należą filozof Al-Ghazali oraz perski poeta Jalal ad-Din. Pomimo bycia doktryną islamską, sufizm zawiera w sobie pewne elementy chrześcijaństwa i buddyzmu i platonizmu. Al-Hallaj, był mistykiem pochodzącym z terenu obecnego Iranu, jego dziadek wyznawał Zoroastryzm. Jako młodzieniec musiał z powodów politycznych uciekać do Mekki gdzie przez rok zachował ślub milczenia. Następnie nauczał wiernych muzułmańskich i zyskał sobie kilkuset uczniów. Wśród nich - wielu byłych chrześcijan, którzy z powodu podbojów musieli zmienić wiarę na islamską. Był cudotwórcą. Według legendy sam sprawił, że w Bazylice Grobu Pańskiego samoczynnie zapaliło się 400 lamp oliwnych.

Jego nauczanie było bardzo kontrowersyjne i szaleńcze. Chciał wyzwolić się od wszystkiego by być wdzięcznym tylko Bogu. Chciał poświęcić swoje życie dla wspólnoty. Wprost wzywał ludzi do tego by go zabili… Wywoływał wiele emocji wśród ludu i zyskał sobie zawiść elit. Jako mistyk suficki prowadził bogate życie wewnętrzne, które zmierzało do anihilacji własnego ego. Napisał tak: "Oczami serca ujrzałem mojego Pana, zapytałem - kim jesteś? Odpowiedział mi - Tobą". Publicznie wyraził to w końcu zdaniem, za które go zamordowano: “Ana’l-Haqq” - Ja jestem Prawda. Niestety, Haqq jest jednym z 99 Imion Allaha, które wymienia Koran. Uznano więc, że Al-Hallaj nazywa siebie Bogiem. Osądzono go i powieszono nad rzeką Tygrys. W życiu Al-Hallaja widać jak na dłoni inspirację Jezusem Chrystusem, którego nauczanie sufi znają.

Wszystkie religie abrahamowe uczą, że w człowieku jest jakiś Boży pierwiastek. Jednak jak widać biada temu kto to w sobie odkryje i powie o tym światu.

Ks. Łukasz Szlak

Stat Veritas

 
(Homilia środa V tydzień Wielkiego Postu).

“Poznacie Prawdę a Prawda was wyzwoli”. W nauce Chrystusa wolność pozytywna (wolność do) i negatywna (wolność od) syntetyzują się. Oczywiście trzeba zaznaczyć, że ta pierwsza ma przewagę i zapewne Isaiah Berlin zaliczyłby taką wolność do fałszywych wolności pozytywnych, prowadzących człowieka do autorytaryzmu. W istocie, poprzez swój negatywny aspekt chroni ona człowieka przed całkowitym przymusem (wyzwolenie od grzechu i wolność od prawa w pawłowym sensie) i jednocześnie przez swój aspekt pozytywny (oświecenie przez Prawdę) chroni przed anarchią. Wydaje się, że dzieje chrześcijaństwa i biografie świętych potwierdzają to w zupełności.

W języku greckim słowo prawda – aletheia etymologicznie oznacza a-letho, to co jest odkryte, niezasłoniętę. ‘Oczywiste’ jakbyśmy dopowiedzieli. Dla Arystotelesa prawda jest zgodnością rzeczy I intelektu. Nie wyczerpuje to jednak biblijnego pojęcia prawdy. W języku hebrajskim słowo prawda - emeth jest w swym rdzeniu powiązane ze słowem aman – wiara. Prawda to coś, co się weryfikuje w życiu wiernego, w jego wierze w Boga, ufności Bogu. Gdy weźmiemy zamienniki, słowa bliskoznaczne prawdy ze Starego Testamentu, okaże się, że będzie ich aż 164 (Andrzej S. Wójcik, “Określenie znaczenia prawdy…”, Folia Philosophica, 2002, t.20, s. 109-139)”. Najważniejsze z nich to następujące hebrajskie słowa:
hesed, hanan, sedeq, yasa, mispat. Holistyczna definicja prawdy musiałaby zawierać więc pojęcia: łaska, wierność sprawiedliwość dobroć, miłosierdzie, miłość, życzliwość, dobro, dobrobyt, wybawienie, ocalenie, sądy, prawo, przykazania, wyroki, rozsądzanie, trwałość, wieczność, chwała świętość i wiele, wiele innych.

Chrystus mówi poznacie Prawdę, używa tu słowa gnosesthe. Gnoza jak pamiętamy oznacza wiedzę, świadomość oraz pewne zjednoczenie z poznawanym przedmiotem. Chrześcijanin jest częścią Chrystusowego Ciała i w nim realizuje swą prawdziwą osobę, jaźń. Tę Prawdę poznaje przez Ducha Świętego: “Bóg zesłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: “Abba”, Ojcze! A zatem nie jesteś już niewolnikiem, lecz synem”. (Ga 4, 6-7). Niestety człowiek będąc w łasce, nadal może zwrócić się przeciw Bogu: “Wy bracia powołani zostaliście do wolności. Tylko nie bierzcie tej wolności jako zachęty do hołdowania ciału” (Ga 5, 13).

W innym miejscu św. Paweł tłumaczy, że wierzący człowiek będzie poznawał rzeczywistość Boga: “Niech Chrystus zamieszka przez wiarę w waszych sercach; abyście w miłości wkorzenieni i ugruntowani, wraz ze wszystkimi świętymi zdołali ogarnąć duchem, czym jest Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokość, i poznać miłość Chrystusa, przewyższającą wszelką wiedzę, abyście zostali napełnieni całą Pełnią Bożą’’ (Ef 3, 17-19).

Poznawanie to będzie wieczne, dynamiczne i niewyczerpane, gdyż Istota Boża zawsze będzie nas przerastać. Nasze istnienie zawiera się w Bożej Prawdzie jak mówi hymn o miłości: “Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno, wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz: Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany (1 Kor 13, 12). Św. Tomasz z Akwinu stwierdza ciekawą rzecz, że istnienie Boga, “zgodne co do formy z Jego intelektem, jest samym jego poznaniem. To Jego poznanie jest miarą I przyczyną wszelkiego innego istnienia, a także wszystkich innych intelektów, On sam natomiast jest własnym swoim istnieniem i poznaniem” (Suma Teologii, I, q. 16, a. 5).

Dzisiejszy świat nie lubi prawdy, prawda jest dlań przyczyną dyskryminacji i ma charakter represywny. Powszechnie obowiązujący agnostycyzm poznawczy w filozofii skutkuje zapaścią naszej kultury i upadkiem religijności. Wszyscy zdają się powtarzać pytanie retoryczne Piłata: “Cóż to jest prawda”? Co ciekawe w Vulgacie, czyli łacińskiej wersji Biblii w tym pytaniu zawiera się odpowiedź. Słowa Quid est veritas?, czyli cóż to jest prawda? Litery tych słów tworzą akrostych: Vir qui adest, czyli: mąż, który stoi przed tobą

Nekropolis

 

(Homilia na wtorek V tygodnia Wielkiego Postu).

Świat to jeden wielki cmentarz. Tak naprawdę istnieją tylko umarli. Pomijamy na razie tych, którzy umarli fizycznie, bo to oczywiste. Są dwa rodzaje ludzi: ci którzy są umarli dla grzechu i ci którzy są umarli w grzechu. Tertium non datur. Jezus mówi dzisiaj jasno: “Jeżeli nie uwierzycie, że Ja Jestem, pomrzecie w grzechach waszych” (J 8, 2). Jaką to trudność moralno-intelektualną mieli faryzeusze i uczeni w piśmie? Jezus określił ich jako tych, którzy mają wiedzę o Piśmie jednak ona nie wpływa na ich nawrócenie. Odwołuje się do wzroku tak popularnego u św. Jana: “Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale ponieważ mówicie: “widzimy”, grzech wasz trwa nadal” (J 9 , 41). Fundamentem tej wiedzy jest pycha, nieposłuszeństwo a w konsekwencji bluźnierstwo. Nie wierzą w Jezusa i oskarżają go o działanie pod wpływem demona. Wiadomo - każdy człowiek jest po trosze hipokrytą, jednak w tym przypadku ta hipokryzja urasta do niebotycznych rozmiarów i jest niezwykle trudna do przezwyciężenia.

Dla świętego Jana istnieją dwa rodzaje grzeszników, którzy opisani są w 5 rozdziale jego Pierwszego Listu: ci którzy popełniają niesprawiedliwość (gr. adikia) oraz ci którzy popełniają nieprawość (anomia). Ci pierwsi niszczą w sobie nadprzyrodzone życie, choć nie całkowicie. Modlitwa braci jest w stanie przywrócić im to życie. Ta druga grzeszność jest grzechem prowadzącym do duchowej śmierci 1 J 5, 16-17). Ten rodzaj grzechu jest związany z terminem bardzo często pojawiającym się w Biblii – zatwardziałym sercem, od którego niedaleko do grzechu przeciw Duchowi Świętemu.

Śmierć tego typu - duchowa śmierć - oznacza niebyt jak za św. Pawłem mówi Orygenes (Rz 4 , 17). Nie oznacza to, tego co w ogóle nigdy nie istniał lecz “nazwę tę [św. Paweł] odnosi do tego co występne”. Bóg nie zna zła, kontynuuje Orygenes, jednak nie dlatego, że nie potrafi zdobyć o nim wiedzy - nie zna, bo zło na to nie zasługuje. “Diabeł dzierżył władzę nad śmiercią, nie tą zwykłą i moralnie obojętną, jaką umierają wszyscy […], lecz nad śmiercią nieprzyjacielem i wrogiem Tego, który rzekł: Ja Jestem życiem” (J 11,25; 14,6). (Orygenes, “Duch i Ogień”, s. 64-65).

A jak wygląda śmierć dla grzechu? Łączy się z życiem duchowym i ascezą, ale przede wszystkim z misterium naszego chrztu. “Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy, którzy otrzymaliśmy chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierci?” (Rz 6, 3) Nasz wewnętrzny grzeszny człowiek został z Chrystusem współukrzyżowany. “Kto bowiem umarł, został wyzwolony z grzechu”. Rzecz jasna grzeszność człowieka nie przemija wraz z chrztem, choć grzech zmywa pierworodną winę Adama. W człowieku nadal pozostaje pożądliwość. Apostoł jest tego świadomy, przestrzega jednak wiernych by grzech nie zdobył nad nimi panowania. Św. Paweł poucza nas, że mamy dosłownie r o z p o z n a ć w sobie to, że umarliśmy dla grzechu, a żyjemy dla Boga (Rz 6, 11). Mamy oddać siebie samych na służbę sprawiedliwości, poprzez praktykowanie owoców Ducha Św. (Ga 5, 22-26).

A teraz przejdziemy jeszcze do śmierci fizycznej. Dawniej przestrogę Jezusa przed śmiercią w grzechu traktowano poważniej. Nasze podejście do śmierci zmieniło się przez ostatnie dekady. Gdy osoba umrze, nikt już nie pyta: czy pojednał się z Bogiem? Czy przyjął wiatyk? Pytamy raczej czy cierpiał, gdy umierał? Kiedyś katolicy inaczej traktowali śmierć. Gdy ktoś bliski z rodziny lub sąsiad umierał, wszyscy schodzili się odmawiać proste modlitwy: różaniec, litanie. Istniały na wsiach bractwa śpiewacze specjalizujące się w omadlaniu umierających. Gdy umierający konał wtedy intensyfikowano modlitwy, wiedziano bowiem, że moment śmierci w jakim znajduje się dusza jest kluczowy dla wieczności. Dziś kwitujemy wszystko stwierdzeniem: Pan Bóg jest miłosierny. Serio? Gdyby ta nasza ‘wiara’ był taka pewna znalazła by wyraz w naszej modlitewnej trosce. Tymczasem jest jak jest.

 

Ks. Łukasz Szlak

"Kim jestem, aby osądzać"?



(Homilia na poniedziałek V tygodnia Wielkiego Postu).

Kościół prawosławny obchodzi 30 marca wspomnienie ciekawego świętego. Mnicha, który nikogo nie osądzał. Teoretycznie, od biedy można o nim nauczać i w naszym Kościele, jako że jego kult datuje się sprzed 1054 r., Jest to święty bezimienny. Prawdopodobnie jego rzeczywiste istnienie można traktować z lekkim przymrużeniem oka, ale jest to niezwykle ważna postać dla Kościoła. Przypomina o ciekawej rzeczy - wszelki sąd należy tylko do Boga. Ów mnich był patentowanym leniem, w modlitwach nie był zbyt metodyczny jak na mnicha przystało. Miał tylko jedną zaletę – nigdy nikogo nie osądził. Hagiografie podają informację, że gdy umierał i położono go na łożu śmierci był radosny. Wywołało to zatroskanie współbrata, który zdziwiony pytał go: dlaczego jest uśmiechnięty? On odpowiedział, że miał wizję jak aniołowie przedstawili mu długą listę jego grzechów i przewinień, na co on odpowiedział: „nie sądźcie abyście nie byli sądzeni. Nigdy nikogo nie osądziłem i mam ufność w Miłosierdzie Boga, że też mnie nie osądzi”. Słysząc to aniołowie podarli listę grzechów.

W ostatnich latach popularność zdobyły słowa Ojca Świętego Franciszka: „Kim jestem, aby osądzać”? Wypowiedziane, w charakterze prywatnym, odnośnie znajomego papieżowi homoseksualisty. Wyrażają one pewną prawdę katolickiej teologii moralności, która mówi że, zawsze należy każdy przypadek grzechu osądzać w kontekście danej osoby, biorąc pod uwagę intencję czyny, materię i okoliczności. Nie ma to nic wspólnego z moralnością sytuacyjną. Papież mówi również, że nie wolno z casusów osobistych czynić nowych norm ogólnych jak to ma miejsce w kościołach katolickich i protestanckich na zachodzie. Prawo Boże wszak nie jest naszym osobistym tworem jakby chciał Kant, katolik nie może przyjąć takiego punktu widzenia.

W dzisiejszej ewangelii Chrystus ratuje kobietę cudzołożną od ukamienowania. Mówi do niej: „Nikt cię nie potępił? – Nikt Panie – i Ja Cię nie potępiam, idź i nie grzesz więcej”. Kobieta złamała Boże Prawo i obiektywnie zasłużyła na śmierć, która jest konsekwencją grzechu. Jednak Chrystus, któremu Ojciec cały sąd przekazał uwolnił ją od sądu. Na jakiej podstawie? Są w Piśmie przypadki grzeszników, którzy będą karani sądem, są tacy, którzy zostaną od tego uwolnieni. Co Pismo mówi o jednych i drugich? Jak rozeznać własną kondycję moralną?

Kilka wskazówek zawiera List do Rzymian. Grzesznicy, którzy są obiektem Bożego Gniewu to ci, którzy przez grzech określany jako niesprawiedliwość i wzgardę Boga nakładają pęta Prawdzie. Na współczesny język byśmy przetłumaczyli to jako zagłuszanie sumienia. Ich relacja wobec grzechu jest określana słowami: napełnieni grzechem, oddani grzechowi, dodatkowo: „chwalą tych, którzy te czyny popełniają”(Rz 1,18.20- 32).

Najwięcej mówi o sądzie św. Jan Apostoł. „Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu, kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego. A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie umiłowali bardziej ciemność, aniżeli światło, bo złe były ich uczynki. Każdy kto, źle czyni nienawidzi światła i nie zbliża się do światłości, aby jego uczynki nie zostały ujawnione”. (J 3, 17-20). W kontekście tych słów warto zapytać: kto jest podobny tym, którzy nie zbliżają się do światłości by ich uczynki nie zostały ujawnione: kobieta cudzołożna czy faryzeusze?

Oczywiście ci ostatni. O nich mówi Jezus: „Nie sądźcie jednak, że to Ja was oskarżę przed Ojcem. Waszym oskarżycielem jest Mojżesz, w którym wy pokładacie nadzieję” (J 5, 45). Kwestia ta jest rozwinięta przez Jezusa nieco dalej: „A jeżeli ktoś słyszy słowa moje, ale ich nie przyjmuje, tego ja nie potępię. Nie przyszedłem bowiem po to, aby świat potępić, ale by świat zbawić. Kto mną gardzi i nie przyjmuje słów moich, ten ma swojego sędziego: słowo, które wygłosiłem, ono to będzie go sądzić w dniu ostatecznym”. (J 12, 47-48)

W sztuce (H. Memling) widzimy takie przedstawienia Sądu Ostatecznego, na których Chrystus zasiada na tronie w niebie, zaś tu na ziemi, sąd bezpośrednio wykonuje św. Michał Archanioł, ukazany z chorągwią i wagą. On jest jakby hipostazą tego słowa, o którym mówi Jezus, które osądzi człowieka. Nie jest to wyobrażenie odległe od Pisma, wszak w Apokalipsie, wykonawcami plag są aniołowie Boży. Ewangelista Jan poucza również, że „[Duch Święty] gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie […] o sądzie bo władca tego świata już został osądzony”. Możemy się tu chwilę zatrzymać. Władca gr. archon już został osądzony. Greckie słowo arche oznacza również zasadę, źródło i początek. Jeżeli Jezus mówi o o potępieniu Szatana jako źródła i zasady zła w obecnym świecie (gr. kosmos czyli porządek), mówi już o swoim zwycięstwie nad aktualnym porządkiem, którego zło jest częścia. Zło przez ten sąd nigdy nie będzie w stanie odsłonić całego swego oblicza, czyli zniszczyć stworzenie Boże, ukazać nicość, niebyt.

Cechą wspólną grzeszników, którzy będą potępieni jest nienawiść Słowa Bożego i Boga. Niekoniecznie są to ateiści, takich w Psalmach raczej nie znajdziemy, a przecież o nieprawych mówią psalmy non stop. Ci ludzie są po prostu wrogami Boga. Ta nienawiść jest gdzieś w głębi ukryta.

Warto zwrócić uwagę na jeden szczegół z dzisiejszej ewangelii. Jezus w trakcie samosądu pisze coś palcem po ziemi. Palec Boży jest bowiem znanym motywem w ST. Pierwszy raz motyw palca Bożego pojawia się w opisie trzeciej plagi egipskiej. Kapłani egipscy, korzystający z wiedzy tajemnej nie mogą uczynić podobnej rzeczy stwierdzają wobec faraona: „Palec to Boży”. Palcem skrapiano rogi ołtarza przy ofierze przebłagalnej, oznaczało to oczyszczenie i oddzielenie od nieczystości i poddanie wszystkiego woli Boga (Wj 29, 12; Kpł 16,19). Palec tajemniczej dłoni wypisuje również wyrok na króla babilońskiego (Dn 5,5).

Palec Boży pojawia się, co znamienne dla naszej dzisiejszej ewangelii, przy opisie pierwszych tablic Deklaogu. „Dał mu dwie tablice Świadectwa, tablice kamienne, napisane palcem Bożym (Wj (31, 18). „Tablice te były dziełem Bożym, a pismo na nich było pismem Boga wyrytym na tablicach” (Wj 32, 16). Pierwsze Prawo zostało zapisane bezpośrednio przez Boga, jednak jak wiemy, gdy Mojżesz odkrył bałwochwalstwo u Izraelitów rozbił kamienne tablice. Mimo to Bóg ponownie ofiarował mu tablice, jednak mały szczegół różnił te pierwsze od tych drugich.
„Pan rzekł do Mojżesza: „Zapisz sobie te słowa, gdyż na podstawie tych słów zawarłem przymierze z tobą i z Izraelem”. I był tam Mojżesz u Pana czterdzieści dni i czterdzieści nocy i nie jadł chleba, i nie pił wody. I napisał na tablicach słowa przymierza – Dziesięć Słów”. (Wj 34, 27). Te drugie tablice przykazań są już zapisane przez człowieka, jakby w ludzkiej interpretacji.

Palec Boży zawsze oznacza konkretne, szczegółowe zaangażowanie działania Boga. Nie inaczej było w scenie z kobietą cudzołożną. Jezus zapisywał palcem Bożym Nowe Prawo, Prawo miłości, które przebacza żałującym swego grzechu. Przykazanie nowe, które było od początku.

Według św. Pawła „Człowiek duchowy sam wszystko rozsądza, lecz sam przez nikogo nie jest sądzony” (1 Kor 2, 15). Św. Paweł w tym miejscu przedstawia ciekawą antropologię. Ludzie dzielą się na zmysłowych, cielesnych i duchowych. Duchowi to chrześcijanie, którzy przylgnęli do Chrystusa; cieleśni to niemowlęta w Chrystusie (ci którzy są na początku drogi wiary) apostoł pogan mówi, że ci są karmieni mlekiem nie pokarmem stałym bo są słabi; zmysłowi nie są chrześcijanami, nic nie pojmują, wiara jest dla nich głupstwem.

Tajemnica sądu nad człowiekiem jest zawsze tajemnicą serca, jest ukryta. Jednak nie dla Słowa. Słowo Boże jest doskonałym opisem ludzkiego serca dlatego: „Żywe jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca (Hbr 4, 12). Rozróżnienie postawy serca jest możliwe tylko dla Boga. To właśnie nasz duch, dusza, pragnienia i myśli określają stan naszego serca. I tylko słowo potrafi osądzić czy serce człowieka jest zatwardziałe. Dlatego jeśli nie wykonujemy potrzebnej i ustanowionej przez Boga władzy (np. sakrament pokuty) powstrzymajmy się od osądzania, bo sami słabi jesteśmy jak niemowlęta. Słowo wystarczy.

Orient

 
(Homilia wtorek IV tygodnia Wielkiego Postu).

Nim Żyd przystąpi do szabatu musi się wykapać. Stary zwyczaj, o którym i Polacy dawniej wiedzieli ze względu na liczne mykwy w naszych miastach. Podobnie i być może chciał uczynić Jezus w dzisiejszej ewangelii - tego dnia “był szabat”. Jednakże nie rytualna kąpiel była rzeczywistym celem Jezusa. Uzdrowił czekającego na 38 lat na cud chromego. Wypełnił w ten sposób proroctwo Ezechiela o nowej świątyni, która będzie źródłem życia i uzdrowienia świata.

W dzisiejszym I czytaniu z Księgi Ezechiela (47,1-9.12) jest opis nowej Świątyni: “oto wypływała woda spod progu świątyni w kierunku wschodnim”. I dalej: “Woda ta płynie na obszar wschodni, wzdłuż stepów, i rozlewa się w wodach słonych, i wtedy jego wody jego stają się zdrowe”. W dalszym opisie nad brzegami potoku rosną drzewa, których owoce są pokarmem, a liście lekarstwem. Nie sposób uniknąć skojarzeń z rajskim ogrodem Eden, który również był usytuowany na wschodzie.

Nie czas i miejsce by opisywać znaczenie symboliczne orientu. W każdym razie: ex oriente lux, ex occidente lex. Wydaje się, że lex (prawo) w Europie nie ma się tak źle, ale co z naszym lux (światłem)? Nasz kontynent umiera. Światło w nim gaśnie, jesteśmy jak chromy z ewangelii. Gdzieś w głębi mamy świadomość, że źródło odnowy leży w dziedzinie tradycyjnie należącej do religii. Ale chrześcijaństwo wydaje się mieć zbyt mało wiary w siebie. Nasz stosunek do wschodu jest ambiwalentny. Z jednej strony od wieków Zachód uważa Wschód za kuszący, ale zdradziecki. Zaliczane do kanonu dzieła literackie Grecji starożytnej opowiadają o konflikcie ze wschodem. Od początku też i pogańska religia Greków i Rzymian, dosyć szybko stała się skostniała, powiązana z polityką, a odcięta od życia. Religijny wschód zawsze kojarzył się z zabobonem.

Z drugiej strony fascynuje nas kultura i religia wschodu, jeszcze nie skażona globalizacją na modłę amerykańską. Jedni z nas, ochoczo witają muzułmańskich imigrantów, inni się ich boją. Świat religijny, w którym mieszka większość mieszkańców naszej planety jest normą, to Zachód na tym tle) wytworzył pewnego rodzaju dewiację.

Na wschodzie, w jego mistycyzmie i misteryjności leży źródło naszej odnowy religijnej. Wskazywali na to dwaj poprzedni papieże. Ojciec święty Franciszek przez swoją ostatnią pielgrzymkę do Iraku też wydaje nam się wskazywać na to. Prostym przykładem jest chociażby wychwalany pod niebiosa przez okcydentalistę Feliksa Konecznego bł. brat Karol de Foucauld. W młodości kształcony u jezuitów ateista, rozpoczął swe nawrócenie od szoku wywołanego kontaktem z muzułmanami. Szok wywołały w nim tradycyjne prostracje (arab. Sujud), czyli bicie pokłonów we wschodnią stronę. Żył potem pomiędzy Tuaregami na pustyni, jak dawni ojcowie pustyni.

Jak przypomina ojciec święty Benedykt XVI w “Duchu Liturgii” ta typowa semicka tradycja, modlitwy we wschodnim kierunku, jest wszak cały czas naszą tradycją. A duchowym wschodem chrześcijan jest krzyż Chrystusa, z którego wypłynęły krew i woda. To Jezus działający przez Ducha Świętego jest naszym źródło wody żywej (J 7, 37). Jego Ciało (Kościół) jako Świątynia to początek źródła wody płynącej do Edenu. Wszyscy wierzący (z kapłanem) winni być zwróceni w stronę krzyża.

ks. Łukasz Szlak

środa, 12 lipca 2023

Jak Perun odchodząc na słowiański Olimp scedował część władzy św. Piotrowi.

 

Niektóre aspekty kultu Peruna przeniesione na św. Piotra.



1 sierpnia w Kościele katolickim niegdyś obchodzono święto św. Piotra w Okowach. Było to święto związane z kulturą rolniczą i stanową, dlatego po reformach liturgicznych SVII zostało zniesione. Pewne ludowe zwyczaje wskazują, że święto to było związane z legitymizacją władzy Kościoła nad ludem, nazywane świętem Piotra Palikopy. Niektóre aspekty kultu św. Piotra Palikopy wskazują na pewną łączność z wcześniejszym, domniemanym kultem boga piorunów - Peruna. Czy istnieje jakiś sensowny związek między kultem św. Piotra czy szerzej papiestwa a starożytnym bóstwem słowiańskim o imieniu Perun? Teza wydaje się być absurdalna, aczkolwiek w zabytkach kultury zawsze możemy znaleźć jakieś nawiązania. Otóż ogniwem łączącym dwie postacie jest motyw mieszkańca nieba władającego gromami. W przypadku boga Peruna, gdzie nawet nazwa wskazuje na zakres odpowiedzialności tego bóstwa jest wszystko jasne (chociaż jak się okazuje czytając analizy A. Brucknera nie do końca), a u św. Piotra? Tu kwestia związków będzie nieco bardziej skomplikowana. 

Żeby odkryć ów związek potrzeba na chwilę przenieść się na wschodnią Słowiańszczyznę. Tam po chrzcie św.  Włodzimierza Wielkiego w 988 r. próbowano - jak w innych krajach – ochrzcić pewne kulty pogańskie powiązane z kulturą rolniczą. I tak wschodni kult Peruna na Rusi Kijowskiej zamieniono na kult proroka Starego Testamentu Eliasza, niezwykle żywy we wschodnim chrześcijaństwie. Czci się go jako św. Iliję Gromowładnika. Prorok ów zasłynął na kartach Biblii zesłaniem z nieba ognia, który strawił ofiarę na stosie i tym sposobem wygrał próbę z pogańskimi prorokami Baala. Według Nestora za wielkiego Księcia Igora drużyna pogańska zaprzysięgała na Peruna, a chrześcijańska w cerkwi pw. św. Eliasza. W tejże kronice Nestora czytamy ustęp, który bardzo przypomina epizod z mitu o Perunie: “czy to prawda, że Ilia grzmi i gromi żmija”? Według popularnej legendy to właśnie Perun walczy ze Żmijem-diabłem, analogicznie do Thora walczącego z Lokim. Legenda o walce ze Żmijem ma charakter wegetacyjny, tłumaczy zmiany pór roku. 

Ciekawostką niezwykłą jest rzeźba Stanisława Szukalskiego pt. Młocarz, poświęcona papieżowi Janowi Pawłowi II. Jest to rzeźba stworzona przez polskiego rzeźbiarza z USA, który mimo deklarowanego antyklerykalizmu, antykatolicyzmu i neopogaństwa wyraził podziw dla wielkiego rodaka. Przedstawienie świętego papieża do złudzenia przypomina słowiańskiego Boga w starciu ze Żmijem.

Tytułowy Młocarz walczy z hybrydą o kształcie węża. Jego bronią jest cep bojowy, czyli nieco rozwinieta maczuga, którą w XV w. stosowały niepokonane słowiańskie wojska - Husyci. Perun jak wiemy był uzbrojony przede wszystkim w topór lub szablę, ale istnieją też przedstawienia z maczugą.

Według Brucknera dawny kult bałto- słowiański kult Peruna został następnie odgrzebany w X w. dla tych spośród Waregów, którzy osiedliwszy się wśród Rusinów zeslawizowali się i wiele cech nordyckiego Thora przenieśli w sposób naturalny na Peruna. Z kolei dla chrześcijan ognisty prorok, który poszybował do nieba na ognistym wozie i sprowadzał błyskawice i deszcz na ziemię był też naturalnym odpowiednikiem Peruna.

Trzeba też jasno zaznaczyć, że wszelkie informacje o Perunie zawdzięczamy wschodnim latopisom Nestora. Na terenie Słowiańszczyzny Zachodniej jego kult nie jest poświadczony pisemnie. Dowodem pośrednim są oczywiście liczne nazwy miejscowości. Jedna z czterech postaci idola ze Zbrucza posiada cechy Peruna - ma szablę i wizerunek konia, aczkolwiek sam idol został znaleziony w rzece na terytorium pogranicznym wschodniej Słowiańszczyzny. Co więcej nazwa Perun na wschodzie była wyraźnie nomen prorpium bóstwa, na zachodzie wskazuje się, że była to pierwotnie nomen apellativum.

Według analiz Aleksandra Brucknera związek Peruna z piorunem jest wtórny, nie pierwotny. Językoznwaca stara się znaleźć wspólny rdzeń bałtosłowiański dla nazw Peruna i litewskiego Perkunasa. Podstawowy problem stanowi zanik litery 'k' w wersji słowiańskiej. Nazwa litewska Perkunas jest ok. 1000 lat wcześniejsza od Peruna, gdyż w językoznawstwie znany jest fakt zapożyczenia przez ludy fińskie nazwy diabła od Bałtów - Perken. Najprawdopodobniej dawniejszy nomen proprium Perkyn pod wpływem nomen apellativum perun utracił swoje 'k' a 'y' zamienił w u. Perkyn Perkunas najprawdopodobniej oznacza pierwotną nazwę dębowca. Od starych słów celtyckich i germańskich: percus i perkus niedaleko do łacińskiej nazwy dębu: quercus. To właśnie dąb jest pierwotny w nazwie słowiańskiego bóstwa, dęby, gaje dębowe były u wszystkich ludów europejskich siedzibą bóstw. To właśnie potężne wiekowe dęby ściągały na siebie uderzenia piorunów, dlatego uważano je za siedziby bóstw. Jak mniemają niektórzy historycy, być może legenda o zgładzeniu smoka calożercy przez Graccha (Kraka) jest jakąś parafrazą legendy o walce Peruna ze Żmijem, wszak imiona Krakus, Gracchus przypominaja nieco nazwę quercus.

Dęby spełniają ważną rolę w religii jako takiej. To pod dębami Mamre Bóg objawił swą obietnicę zbawczą Abrahamowi. Lasy dębowe były kojarzone z władzą w Rzymie, wystarczy przypomnieć nazwisko rodowe Romulusa i Remusa - Silvianus czyli pol. Leśni. Najbardziej zasłużeni dla Rzymu otrzymywali wieńce  z liści dębowych. Niezwykle ciekawa był motyw króla lasu ze świętego gaju Arycji. Panował on dopóty, dopóki nie został zabity przez następce, który sam stawał się królem lasu. Można by zapytać, czy między imperialnym Rzymem symbolicznie wyrażanym symbolicznie przez dęby a św. Piotrem Apostołem istnieje jakaś łączność? Otóż tak - jedna z najcenniejszych relikwii piotrowych przechowywanych w Bazylice św. Piotra w Rzymie to Kathedra Petri,tron, krzesło wykonane nie z czego innego jak właśnie z dębiny.

W Polsce i w krajach zachodniej Słowiańszczyzny nie było rozwiniętego kultu Eliasza. Istniał natomiast specyficzny kult (już wymarły) św. Piotra Palikopy. Św. Piotr Palikopa był wspominany 1 sierpnia, tak naprawdę było to wspomnienie św. Piotra w okowach, upamiętniające uwięzienie przywódcy apostołów i cudowną anielską interwencję na rzecz jego uwolnienia. W kulturze ludowej był to jednak Piotr, który rzucał gromy na kopy, palił zbiory grzeszników. Twierdzenie to było związane z częstymi burzami na przełomie lipca i sierpnia. Tak jak Piotr władający błyskawicami był wspominany 1 sierpnia, tak św. Ilię Gromowładnika w cerkwi wspomina się 20 lipca/2 sierpnia. Zbieżność dat nie jest chyba przypadkowa… Pamięć o Piotrze Palikopie przechowała się przede wszystkim w centralnej Polsce, na Mazowszu w postaci przysłów ludowych, które kolekcjonowali etnolodzy pokroju Zoriana Dołęgi Chodakowskiego i Oskara Kolberga:  "Do świętego Palikopy nie twoje w polu chłopie snopy", "na świętego Palikopy grom popali kopy". Dlaczego św. Piotr tak namiętnie palił zbiory ciężko wypracowane przez chłopów?

Odpowiedzią na to pytanie jest dziesięcina należna kościołowi. Otóż końcówka lipca była tym czasem, gdy zboże zebrane w snopy pozostawało na polu dopóki odpowiednia 10. część nie zostanie ocenione i wybrane jako podatek przez miejscowego plebana. Należy się oczywiście domyślać, że pleban zabierał to, które było najbardziej urodzajne. Przez wieki dziesięcina byłą źródłem potęgi i bogactwa Kościoła. Kościół na Zachodzie długo bronił się przed zamianą dziesięciny z darów naturalnych w pieniężną lecz w końcu uległ. W Polsce przez bardzo długi czas dziesięcina była pobierana przez Kościół właśnie w postaci naturalnej i żaden król nie ważył się na zamianę tego sposobu opodatkowania. Jedyny polski władca, który nie wahał się naruszyć dobra Kościoła - Kazimierz Wielki - być może jest też  świadkiem grożenia przez duchownych wstawiennictwem Palikopy. W sporze gospodarczym z krakowskim biskupem Bodzantą, temu ostatniemu, który wskazywał na popalone przez pioruny pola, przeciwstawiał nędzę chłopstwa.

Jeden z nielicznych śladów w literaturze pięknej pochodzi z XVI w. i należy do protestanta Mikołaja Reja "Rozprawy między wójtem, panem a plebanem", pomiędzy licznymi oskarżeniami o wypaczenia nauki chrześcijańskiej znajdujemy następujący werset o św. Piotrze Palikopie:

Ale dziś wasze nauki,

Rozliczne w nich znajdziecie sztuki,

Nie rzecze nic żadnych próżno,

Chocia z sobą siedzą rózno,

Alboć wezmą, abo co daj,

Tak kazał święty Mikołaj:

Bo jeśli mu barana dasz, Pewny pokój od wilka masz,

Dobry też Lenart od koni,

Dla wieprzów święty Antoni:

Więc świętego Marka chwali,

Więc Piotr, co kopy pali,

Więc Mikołaj co liczy dusze,

Alić masia z gęsią kłusze.


Kiedy Kościół uzyskał to prawo? Odpowiedź oczywiście cofa nas do czasów Mieszka I. Przyjmując religię chrześcijańskim Mieszko musiał oddać część władzy Kościołowi wbrew słowiańskim zwyczajom. Pytanie tylko czy rzeczywiście Mieszko jedynie tracił część swojej władzy? Czy np. istniał jakiś stan duchowny pogański, z którym Mieszko musiał się rozprawić? Jest to raczej wątpliwe. Jednak odbierając pewne duchowe prerogatywy dotychczasowym ich posiadaczom - widzom, starostwo środowym, niewątpliwie musiał zyskać. Słowianie Zachodni na terenach Polski posiadali oczywiście ośrodki wielkiego kultu, co do tego nie ma wątpliwości: Gniezno, Lednica, Łysa Góra, Ślęża, Wawel i inne były miejscami, na których składano ofiary bogom z tradycjami jeszcze przedsłowiańskimi. Jednak wszystko wskazuje na to, że nie było oddzielnego stanu kapłańskiego. Znamy wprawdzie nazwy Żertewników i Wołchów pełniących stricte funkcje religijne, trzeba jednak zaznaczyć, że ci pierwsi najprawdopodobniej składali ofiary jako naczelnicy rodów, wodzowie plemion. Takim Żertewnikiem był zapewne również wódz Polan. Wołchowie jako zajmujący się wróżbami nie byli wyodrębnieni prawnie spośród społeczeństwa, nie posiadali raczej większego znaczenia politycznego. Posiadamy wprawdzie świadectwa z takich ośrodków jak w Wagrii i na Arkonie, gdzie istniały ośrodki kultu boga Prowe (być może jakaś odmiana Peruna?) i Świętowita z wyraźnie oddzieloną wpływową kastą kapłańską, aczkolwiek są to świadectwa z czasów późniejszych wpływów chrześcijańskich, gdzie wystąpiło naśladownictwo chrześcijańskich wzorów. 

Gdy mówimy o Żercach warto tu prześledzić notatkę o ożenku Mieszka z Dobrawą.

"Mieszko [...] w końcu zażądał w małżeństwo jednej bardzo dobrej chrześcijanki z Czech, imieniem Dąbrówka. Lecz ona odmówiła poślubienia go, jeśli nie zarzuci owego zdrożnego obyczaju i nie przyrzeknie zostać chrześcijaninem. Gdy zaś on [na to] przystał, że porzuci ów zwyczaj pogański i przyjmie sakramenta wiary chrześcijańskiej, pani owa przybyła do Polski z wielkim orszakiem [dostojników] świeckich i duchownych, ale nie pierwej podzieliła z nim łoże małżeńskie, aż powoli a pilnie zaznajamiając się z obyczajem chrześcijańskim i prawami kościelnymi, wyrzekł się błędów pogaństwa i przeszedł na łono matki-Kościoła" Gall Anonim, Kronika, I, 5).

Zobaczmy, że mowa tu o obyczaju i prawach Kościoła, zaś małżeństwo jako sakrament było jednym z ważniejszych jego części. Nie jesteśmy jeszcze w okresie, gdy sakramentów małżeństwa udzielano w tzw. formule trydenckiej - a więc w zgodzie z prawem kanonicznym przed ołtarzem w obecności kapłana. Możni i książęta jednak tego typu sakramenty otrzymywali w charakterze uroczystym w świątyni.

Długi czas namawiania Mieszka do wiary wspomina też Thietmar, i to w jego relacji widać pewien upór Mieszka, gdyż Dobrawa musiała, wymóc na nim posłuch. Mieszko jeszcze musiał więc rozmyślać i kalkulować nad przyjęciem chrześcijaństwa. Niewątpliwie musiał oddać część swej władzy cesarzowi rzymskiemu i Kościołowi katolickiemu. A trzeba pamiętać, że w ówczesnym społeczeństwie sam władca pełnił najwyższe funkcje religijne. Prawdopodobnie wraz z pomniejszymi wodzami rodowymi i plemiennymi posiadał władzę kapłańską jako swat. Językoznawcy potwierdzają bowiem, że w języku staropolskim słowo Żerca (kapłan) oznaczało również swata i w taki sposób tłumaczono np. biblijnego starostę weselnego.

Jaką korzyść mógł tu odnieść Mieszko I oddając część władzy Kościołowi? Historycy na pewno podają wiele powodów: ideologicznych, kulturalnych, administracyjnych nawet. Odbierając starostom rodowym i wodzom plemiennym prawo Żercy, wzmacnia swoją władzę i na pewno przyśpieszał rozkład wspólnot rodowych i plemiennych. 

Na koniec warto wspomnieć jeszcze, że w wielkich ogrodach apostolskich, gdzie na miejscu starych gajów i świątyń dębowych być może dedykowanych Perunowi dobudowano bazyliki, poświęcone św. Piotrowi apostołowi.

Łukasz Szlak


niedziela, 9 lipca 2023

Objawiłeś te rzeczy niemowlętom

 (Homilia na XIV Niedzielę Zwykłą rok a)

Na pierwszy rzut oka, dwa pierwsze wersety dzisiejszej ewangelii bardziej pasują do Ewangelii według Jana niż do Mateusza. To bowiem dla św. Jana charakterystyczna jest teologia negatywna, to tam jest obecny Ojciec, którego zna tylko Syn. Kontekst w jakim znajduje się nasz fragment to miejsce miedzy wyborem apostołów i ich misją na prowincji (która w znacznej części będzie odrzucona) a nauczaniem o nawróceniu i tajemnicach Królestwa Bożego, które za chwilę Jezus wyłoży w przypowieściach. A więc "te rzeczy", o których wspomina Jezus, że są zakryte to rzeczy związane z Królestwem Niebieskim. "Wysławiam Cię" to typowa formuła żydowskiego błogosławieństwa, do którego Jezus dodaje czułe osobiste określenie: Abba - Ojcze.

Dlaczego Bóg zakrywa te rzecz przed mądrymi i roztropnymi? Czyż mędrcami i roztropnymi nie byli Abraham i Mojżesz i inni prorocy? A czyż nie widzieli zaczątków Królestwa? Przecież "Abraham rozradował się gdy ujrzał mój dzień" jak mówił Jezus w Ewangelii Jana. Tu oczywiście chodzi Jezusowi o mądrość naturalną, te która działa sama, bez pomocy łaski. To jest ta mądrość, która odrzuciła apostołów wcześniej. Ta mądrość, z której Bóg naigrywa się. 

Bóg natomiast odkrywa tajemnice przed prostaczkami, Katolicki Komentarz Biblijny mówi tu o prostych ludziach, niewykształconych, jednak jeżeli sięgniemy bezpośrednio do greckiego tłumaczenia otrzymamy słowo nepioi - czyli dosłownie niemowlęta. Jezus używa porównania wierzącego ucznia do dziecka, gdyż to ostatnie ma dużo zaufania, czy też jest po prostu łatwowierne, nie komplikuje od razu wielu spraw, nie rozmienia na drobne.

Ale możemy jeszcze sięgnąć do dwóch listów Nowego Testamentu gdzie pojawia się wątek niemowląt. są to: 1 List św. Pawła do Koryntian oraz List do Hebrajczyków: "A ja nie mogłem, bracia, przemawiać do was jako do ludzi duchowych, lecz jako do cielesnych, jako do niemowląt w Chrystusie. Mleko wam dawałem, a nie pokarm stały bo byliście słabi" (1 Kor , 1-2). Święty Paweł wyróżnia trzy rodzaje ludzi: zmysłowych, cielesnych i duchowych; ci pierwsi nie są w ogóle wierzący, ci drudzy są początkującymi uczniami, którym przytrafiają się pewnie jeszcze grzechy zapewne sam apostoł Paweł. , ci trzeci stanowią dojrzałych chrześcijan, takim jest. "Gdy bowiem ze względu na czas powinniście być nauczycielami, sami potrzebujecie kogoś, kto by was pouczył o podstawowych zasadach słów Bożych, i mleka wam potrzeba, a nie stałego pokarmu. Każdy kto pije [tylko] mleko, nieświadom jest nauki o sprawiedliwości, ponieważ jest niemowlęciem" (Hbr 5, 12-13). Tu chyba jasno jest wskazane, że mleko to tak naprawdę kerygmat - podstawowe nauki o wierze. Niemowlętami są katechumeni, świeżo ochrzczeni uczniowie. to oczywiście tyczyło się Kościoła pierwotnego, ale nie kryjmy też, że w obecnych czasach większość z nas to duchowe niemowlęta, które karmią się mlekiem. Ale nie martwmy się - to właśnie takim jak my Ojciec objawia te rzeczy.

Ks. Łukasz Szlak


piątek, 16 czerwca 2023

Pełnia sprawiedliwości czwrtek X zw

 Pełnia sprawiedliwości.


(Homilia na czwartek 10 Tygodnia Zwykłego).

Feliks Koneczny w swoim dziele "Rozwój moralności", które było rozwinięciem "O wielości cywilizacji", sformułował ciekawą tezę, że nigdy nie jest możliwe, aby etyka (idee według których powinni żyć ludzie) w całości pokrywała się z moralnością (praktyka w jaki sposób postępują). Jeżeli tak postawimy sprawę, każdy człowiek jest 'faryzeuszem' niezależnie od religii, światopoglądu, czy jest wierzący, czy nie. Chrystus w dzisiejszej Ewangelii stawia nam poprzeczkę jeszcze wyżej: nasza sprawiedliwość ma być większa niż uczonych w piśmie i faryzeuszy.

Wielu chrześcijan nie mogąc sobie poradzić nawet z prostym Dekalogiem załamuje ręce w obliczu poziomu etycznego wygłoszonego przez Jezusa Chrystusa w Kazaniu na Górze. Zupełnie jakby Chrystus dokładał jeszcze ciężaru, który na barki wierzących wkłada Stary Testament.

Tymczasem trzeba zwrócić uwagę na dwie sprawy. Po pierwsze na szczęście nasza sprawiedliwość, o której mówi Chrystus, nie jest nasza. Jako usprawiedliwienie pochodzi od Boga: "Bo cóż mówi Pismo? Uwierzył Abraham Bogu i zostało mu to poczytane za sprawiedliwość1. Otóż temu, który pracuje, poczytuje się zapłatę nie tytułem łaski, lecz należności. Temu jednak, który nie wykonuje pracy, a wierzy w Tego, co usprawiedliwia grzesznika, wiarę jego poczytuje się za tytuł do usprawiedliwienia (Rz 4, 3-5).

Wiara daje nam usprawiedliwienie, odpuszczenie grzechów, czystą kartę. Oczywiście Bóg na tym nie poprzestaje, usprawiedliwienie jest dopełniane przez uświęcenie (zob. Rz 8, 1 nn...).

Po drugie. Więcej światła na rozumienie dzisiejszych słów Ewangelii rzuca etymologia słowa 'większa', gr. pleion. Oznacza nie tylko większość w sensie ilości, ale też jakości. To słowo wywodzi się z pra-indeoeuropejskiego rdzenia, które w łacinie oznacza wypełnić (plere), jest źródłem słowa plebs (lud, wspólnota ludzi). Jest także pokrewne greckim słowom plethien (być pełnym), pleres (pełen).

Moglibyśmy więc też przetłumaczyć słowa Pana następująco: jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie pełniejsza, czy też jeśli nie napełnicie/wypełnicie waszą sprawiedliwość, nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego.

Czym mamy wypełnić sprawiedliwość? Miłością, łaską, Duchem Świętym: "Kto bowiem miłuje bliźniego, wypełnił Prawo. Albowiem przykazania: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj, i wszystkie inne - streszczają się w tym nakazie: Miłuj bliźniego swego jak siebie samego"! (Rz 13, 8-9). Gdzie tego szukać? W sakramentach, modlitwie, w całym skarbcu duchowym Kościoła. Łaska Chrystusa sprawia, że katolik zachowuje przykazania, nie jego własna moralność. Legalizm moralny prowadzi do upadku, "litera zabija, Duch zaś ożywia" (2 Kor 3, 6). 

xłszak

Dał im władzę

 "Dał im władzę".


Czytamy dzisiaj Ewangelię o nadaniu władzy apostołom przez Jezusa. Apostołowie mieli władzę egzorcyzmów, nauczania, pasterzowania ludziom. Według tradycji, potwierdzanej nielicznymi, ale jednak istniejącymi świadectwami pozabiblijnymi z I i II w. po Chr. apostołowie przekazali swą władzę następcom w drodze sukcesji apostolskiej. Stąd też wywodzimy zagadnienie posłuszeństwa Kościołowi jako kościołowi hierarchicznemu, na którego czele stoją biskupi, a niżej, lokalnie, prezbiterzy. Posłuszeństwo wobec władzy nauczania i pasterzowania jaką ma kościół hierarchiczny jest dzisiaj przedmiotem krytyki ze względu na ukrywanie skandali pedofilskich przez niektórych biskupów polskich. Ale należy zaznaczyć też, że problem krytyki koscioła hierarchicznego jest szerszy. Chodzi w niej także o sposób sprawowania władzy, autotytaryzm, mentalność dworska etc.
Jak na tę sprawę patrzył kardynał Joseph Ratzinger, jeszcze zanim stał się papieżem? Jego obecne poglądy na te sprawy możemy poznać dzięki listowi, który napisał w 2019 r., a który stał się sławny i klopotliwy dla wielu ludzi z Kościoła i spoza niego. Głownymi przyczynami były według Benedykta XVI: rewolucja seksualna oraz kryzys nauczania moralnego w Kościele (który objawił się w pismach modernistów przez relatywizowanie pojęcie zła, wykluczali oni istnienie czynów złych samych w sobie). To przygotowało grunt pod skandale. Przyjrzyjmy się jednak kwestii władzy jako takiej, a została ona poruszona w publikacji esejów Ratzinegra pt. “Nowa pieśń dla Pana”.
Ówczesny prfekt Kongregacji Nauki Wiary wyszedł od analizy pojęcia władza i porównał je z pojęciem władzy występującym w Pismie Świętym. Władza jest dla ludzi jednocześnie czymś fascynującym i groźnym. Perspektywa kierowania własną egzystencją i rzeczywistością bez lęku jest niezwykle kusząca, lecz dla większości pozostaje nieosiągalna. Władza, z którą się człowieka styka na co dzień jest albo w rękach innych ludzi, albo co gorzej jest nieuchwytna, anonimowa. Jest to lęk przed autoniomią rozwoju techniki, która staje się zagrożeniem dla źródeł życia, przyrody. Lęk przed gromadzeniem arsenałów śmiercionosnej broni, które mimo rozmów rozbrojeniowych między rządami, nadal postępują. Wreszcie lęk przed rozwojem ekonomii i przemysłu, któy może zredukować osobę ludzką do kategorii czysto funkcjinalnej. Taka władza jest zmorą, zagrożeniem. Dla porównania analizy Ratzingera możemy przytoczyć słowa słynnego brytyjski historyka i katolickiego liberała lorda Johna Actona: “każda władza deprawuje, władza absolutna deprawuje absolutnie”.
Czy wobec tego wszystkiego uprawinionym jest teza, że Bóg ma władzę nad światem? Że Jego władza może nieść nadzieje? Podkreślił, że greckie słowo władza: exousia, które wystepuje w Nowym Testamencie oznacza władzę, która wynika z istoty, wiąże się zawsze z wykonaniem nadanego prawa. Tym prawem w przypadku Jezusa jest posłuszeństwo - wola Boga Ojca. Mimo że, Syn Boży istniał na równi z Ojcem jak mówi List do Filipian (2,6), Syn Boży nie skorzystał z tej sposobności by być na równi i ogołocił samego siebie. By zobrazować tę myśl, papież posługuje się biblijnymi scenami gór, na których dokonały się ważne zbawcze wydarzenia. Na pierwszej - Górze Kuszenia szatan oferuje Jezusowi władzę, władzę, która innych ludzi traktuje jak przedmioty, władzę dla samej siebie, Chrystus to odrzuca. Zamiast posiadania i używania wszystkiego co oferuje Zły Duch, Jezus wybiera Golgotę - górę ukrzyżowania, ogołoca się ze wszystkiego, aby pozostała tylko wola Boga. W ostatniej scenie na Górze Oliwnej widzimy Go jak wstępując do niebios mówi: “dana mi jest wszelka władza na ziemi I niebie”. Ogołociwszy się ze wszystkiego, bedąc posłusznym, aż do śmierci Chrystus zyskał wszystko.
Podobnie jak u Jezusa jego władza wynika z konkretnej relacji z Ojcem, wychodzi od Niego, do Niego też powraca, tak samo winno być w przypadku osoby kapłana – pisze Ojciec Święty. Relacja z Chrystusem jest czymaś niezbędnym dla prawidłowego wykonywania władzy kapłańskiej. Bez tego, władza w Kosciele staje się władzą, która budzi lęk, jest w oczach innych zagrożeniem.
I tu dotykamy ciężkiego zagadnienia dla współczesnych. Wielu ludziom establishment, anonimowość władzy, jej pycha, lęk, zagrożenie to wszystko kojarzy się, nie tylko z wielkimi korporacjami, państwami, organizacjami międzynarodowymi, ale i wielkimi kościołami.
Człowiek chetnie odnajduje się w małych wspólnotach, grupach, gdzie nie ma sformalizowanego prawa, ale jest porozumienie, zaufanie. Konflikt nastaje, gdy te ludzie z tych grup mierzą się z niedopuszczalnymi żadaniami i gestami wielkiego Koscioła.
Ratzinger podkreśla, że w dawnych wiekach (średniowiecze i barok) Kościół był oparty na takich właśnie małych wspólnotach jak tercjarze, bractwa itp. Zaś prawo współczesnego Kościoła sprzyja takim wspólnotom co należy wykorzystać. Kościół trzeba aprobować jako całość, nie na podstawie wybranych grup czy kapłanów. Inaczej wiara w takim Kosciele okazuje się być jak budowla zbudowana na piasku, nie na skale. Jeżeli nasza wiara opiera się tylko na osobach, grupach, struktura exousii ulega zatraceniu. Istotnym elementem Koscioła nie są fajni ludzie, którzy do Niego należą, istotnym elementem jest ta exousia. To w Kosciele człowiek może być zbawiony. To własnie cały Kościół otrzymał władzę (exousia), ponieważ została mu d a n a przez Chrystusa.
Decydującą przyczyną dlaczego Kościół, który przed wojną był tak obiecującą organizacją, stał się w oczach wielu wyalienowaną instytucją, było piastowanie urzędów koscielnych przez osoby, które zamiast być oknem Bożej łaski, stawały się murem. “Zawsze może się wydarzyć, że objawienie się tej władzy i tej nadziei staje na przeszkodzie kapłan, a więc Kościół. Jest to wina, którą musimy wyznać I o przezwyciężenie której musimy prosić Pana. Ale Bóg jest tym Silniejszym. Nie odbiera Kościołowi danej mu władzy, a władza ta, która przychodzi do nas w postaci słowa i sakramentu, również dzisiaj jest światłem, które nam świeci – nadzieją, która daje życie I przyszłość” (cyt: “Nowa Pieśń dla Pana”, s. 91).

xłszlak

Wszyscy wrogowie Serca Jezusa

 Wszyscy 'wrogowie' Serca Jezusa.


(Komentarz na uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa).

Gdy odmawiamy Litanię do Serca Jezusa może nam się rzucić w oczy teandryczny (bogo-ludzki) charakter układy wezwań. Najpierw mamy te wezwania związane z boską naturą Jezusa, następnie te, które wiążą się z relacjami wobec ludzkiej natury. Nie jest to wcale przypadek. Kościół Katolicki nieustannie musiał walczyć z podświadomym monofizytyzmem i przypominać o tym charakterze dwóch natur Jezusa Chrystusa, spór o to nie zakończył się bowiem wcale w VI w. po Chr.

Kult Serca jezusowego kwitł we Francji XVII i XVIII w. pomimo popularności jansenizmu, który przez swą surowość moralną czynił Boga bardziej odległym od zwykłych wiernych. Jansenizm chciał większej surowości np. w przystępowaniu do sakramentu eucharystii. Serce Jezusa przeciwnie - przybliżało Boga wiernym, wskazywało na potrzebę częstej, regularnej komunii. Przypomnijmy, że częsta komunia nie była oczywistością. W czasach nowożytnych w seminariach diakon komunikował raz na dwa tygodnie, kleryk raz na miesiąc. Co tu dużo mówić o zwykłych wiernych. Jansenizm dążył do zwiększenia ograniczeń.

Kult Serca Jezusa pojawia się, nie bez potrzeby, w określonym momencie dziejów. Objaśnia nam tę sprawę George Weigel w swojej publikacji pt. " Katolicyzm ewangeliczny".

Papież Leon XIII w 1899 r. poświęcił świat Sercu Jezusowemu. Według Weigla był to akt walki z tendencją monofizycką w Kościele, która polega na tym by w Synu Bożym wiedzieć tylko i wyłącznie Boga, w oderwaniu od Jego ludzkiej natury. Papież uruchomił tym samym trzy interesujące procesy.

1. "Wysłał ostrzeżenie pod adresem ultraziemskiej polityki nowoczesności". Przez św. Ludwika Marię Gringon de Montfort i powstania wandejskie, Serce Jezusa było oznaką oporu wobec jakobinizmu i postjakobińskiego radykalnego sekularyzmu i redukcji wiary do sfery prywatnej, co prowadziło nawet do ludobójstwa. (Mało kto wie, ale pierwsze 'nowoczesne, ideologiczne ludobójstwo w dziejach ludzkości miało miejsce na ludności katolickiej w Wandei, w czasach rewolucji, a zostało dokonane w imię racjonalizmu, demokracji i praw człowieka. Okrutną śmierć poniosło kilkaset tysięcy ludzi).

2. Leon XIII wywyższył w ten sposób formę pobożności ludowej. najświętsze Serce przypominało Kościołowi, że Chrystus sprawuje rzeczywiście s u w e r e n n ą władzę, ale nie przez wolę mocy jako to miało miejsce w XIX i XX w. lecz przez prawdę, sprawiedliwość, a szczególnie przez miłość do ludzi.

3. Przez tę formę nabożeństwa ustanowił ponownie bliską więź z Chrystusem w centrum życia Kościoła (nie znaczy to, że jej w ogóle nie było).

Jak się okazuje w kontekście autokanibalizmu współczesnego Zachodu, papież miał zupełną rację. Zresztą papieże, z reguły, zawsze mają rację. 
xłszlak

Komentarze


"Potknęli się na prostej" Nd XXI zw b

 "Potknęli się na prostej - o eucharystii, która gorszy".

(Homilia na XXI Niedzielę Zwykłą, rok B)

Dziś Chrystus mówi nam trudne słowa dotyczące sakramentu eucharystii. Czytamy w Kościele słowa, które kończą wielkie Kazanie Eucharystyczne z 6. rozdziału Ewangelii św. Jana. Jest tam mowa o zgorszeniu uczniów słowami Chrystusa o Ciele i Krwi, które są konieczne do życia wiecznego. Przyczyną ich zgorszenia jest prostactwo dosłownego rozumienia słów Jezusa. Spróbujmy zrozumieć o co im chodziło. Religia mojżeszowa, tak jak dzisiaj, surowo zabraniała spożywania niekoszernego mięsa i krwi, a co dopiero mówić o ludzkim mięsie i krwi… zapewne pomyśleli -kanibalizm, lub coś w tym stylu. Prawdziwy skandal! Uczniowie Chrystusa prawdopodobnie zrozumieli Jego słowa w dosłowny (prostacki) sposób.

O ile ewangeliści i św. Paweł w większości używają terminu greckiego soma, na określenie eucharystii, który to termin oznacza ciało żywe, ciało z duszą, istotę żywą, o tyle św. Jan zupełnie jakby chciał w swej relacji zaostrzyć kontrowersje i używa greckiego słowa sarx, tj. ciało w sensie: mięso, skóra, mięśnie, ścięgna. Co więcej, gdy mówi o spożyciu tego ciała używa takich słów, które można tłumaczyć: pożerajcie, zajadajcie się, lub nawet (co podają słowniki)… żryjcie. Te słowa mogą budzić zdziwienie i szok u pobożnej duszy, jednak mają na celu ukazać intensywność, niezbędność sakramentu eucharystii dla życia duchowego i wiecznego chrześcijanina.

W całej Mowie Eucharystycznej ukazane są dwa zasadnicze cele sakramentu eucharystii: trwanie w Chrystusie; życie wieczne przez wskrzeszenie z martwych. Więcej światła na dzisiejszą Ewangelię rzuca nam komentarz św. Tomasza z Akwinu, w którym dokonał syntezy nauczania ojców wschodu i zachodu.

Jezus określa siebie mianem chleba, który z nieba zstąpił, dlatego że niebo (w sensie królestwa duchowego, tożsame z Bogiem) ma życie samo z siebie. Zwykły chleb, który wzmacnia człowieka i przemienia się w człowieka, który go spożywa, przez Chrystusa staje się pokarmem wzmacniającym życie duchowe i przemieniającym człowieka w Ciało Chrystusa. Tomasz powołuje się na Augustyna, który twierdzi, że chleb niebiański od zwykłego różni się tym, że: 1. Rzeczy duchowe konsumowane są zawsze w całości, materialne w części, dlatego duchowe nie powodują pragnienia; 2. Reczy duchowe nie niszczeją, trwają wiecznie, rzeczy materialne owszem niszczeją. Według św. Augustyna eucharystia spożywana sakramentalnie przemienia człowieka w Chrystusa (Zob. Św. Tomasz z Akwinu, „Komentarz do Ewangelii św. Jana”, 6, 955).

Chleb konsekrowany staje się ciałem Chrystusa. Wystarczy wiara. Proste. Pod tym twierdzeniem podpisze się zapewne większość chrześcijańskich wyznań, jednak w jaki sposób rozumieć słowa konsekracji to już inna historia. Rosyjski teolog Paul Evdokimov słusznie twierdzi, że do XI w. Kościół świętą czcią otaczał misterium eucharystyczne, nie pytając „co” i „jak”? Zrobili to dopiero na Zachodzie teologowie parający się dialektyką (czyli filozofią), mówiąc o rzeczywistości duchowej czy symbolicznej. Do tego czasu jedynym terminem, który był obecny u Ojców Kościoła było słowo metabole – gr. przemiana, zmiana, mutacja, transformacja. Tak eucharystie rozumieli najstarsi Ojcowie Kościoła piszący o eucharystii: św. Justyn Męczennik i św. Ireneusz z Lyonu. Jednym z pierwszych heretyków, który naruszył tę prawdę filozofią był Berengriusz z Tours. Skutki moralne jego nauki były ponoć opłakane.
To właśnie na skutek tych herezji (czysto symbolicznej obecności Chrystusa) teologowie zachodni chcąc zachować ortodoksję, wprowadzili termin transsubstancjacja, który w kościołach prawosławnych po schizmie z XI w. pozostał niezaakceptowany. Zmienia się istota, przypadłości chleba i wina pozostają. Mimo iż P. Evdokimov pisze o całkowitej metabole chleba i wina z istotą i przypadłościami, w jego tłumaczeniu i tak pobrzmiewa logika transsubstancjacji. „ [...] Całkowite metabole zarówno substancji, jak i przypadłości w niebieskie ciało Chrystusa. Przy tym nie chodzi o zatrzymanie przypadłości chleba, ale o zatrzymanie naszych oczu niezdolnych do oglądania niebiańskiego Ciała, a więc zachowując iluzję pozorów” (P. Evdokimov, „Prawosławie”, s. 317). Wydaje się, że Evdokimov jakby z jednej strony chciał zanegować obiektywizm przypadłości chleba i wina, z drugiej ze względu na subiektywizm naszych zmysłów, które odbierają cechy chleba i wina zaślepione niewiarą, siłą rzeczy zachowuje te przypadłości (czyż to nie nasze zmysły subiektywnie odbierają to co zmysłowe, czyli po prostu jakby nie mówić: cechy, a więc koniec końców - przypadłości…).

Wybitny XIX w. teolog Antonio Rosmini Serbati próbując na nowo objaśnić eucharystyczną przemianę, mówił o dzialaniu zasady Osoby Bosko-ludzkiej, która jest w niebie i na słowa kapłana ożywia substancję chleba, czyniąc ją swoją własną przez analogię do tego co się dzieje ze zwykłym pokarmem, który przyswajany przez człowieka staje się człowiekiem. Mimo tego że Rosmini nie naruszył bezpośrednio dogmatu przeistoczenia, jego doktryna została ocenzurowana przez władze kościelne. Tak pieczołowicie i gorliwie starano się ochraniać tajemnicę konsekracji.

W latach 50., niektórzy modernistyczni teologowie próbowali na nowo objaśnić przeistoczenie. Utworzyli na bazie systemów egzystencjalistycznych i fenomenologicznych doktryny transfinalizacji (przemiana celu chleba i wina) i transsygnifikacji (przemiana znaczenia chleba i wina). Doktryny te znalazły się nawet w Katechizmie holenderskim. Papież Paweł VI (niedawno ogłoszony świętym) przestudiowawszy te doktryny w encyklice „Mysterium Fidei”, nakazał je jednak rozpatrywać tylko w połączeniu z tradycyjną transsubstancjacją.

Cóż więcej powiedzieć jak nie słowa wypowiedziane 2000 lat temu przez uczniów: „trudna jest ta mowa”. Już wtedy eucharystia powodowała kontrowersje. Nic dziwnego, że uczniowie i dziś się gorszą.

W tradycji egzegetycznej Kościoła mamy dwa rozumienia przyczyn zgorszenia uczniów. Zostały one przytoczone przez św. Tomasza z Akwinu w jego Komentarzu. Pierwsze należy do św. Jana Chryzostoma. Uczniowie byli zgorszeni, gdyż Jezus w słowach swoich objawił im swoją boskość, oni zaś wierzyli, że jest synem Józefa. Według wschodniego ojca kościoła Jezus wzywa uczniów, by wznieśli się rozumieniem tam gdzie wcześniej był Chrystus tj. do nieba. (Św. Tomasz z Akwinu, „Komentarz do Ewangelii św. Jana”, 8, 989). Drugie rozumienie należy do św. Augustyna z Hippony: „Augustyn inaczej rozumie ten fragment. Powiedział, że uczniowie byli zgorszeni, gdy nasz Pan powiedział, że da mu swoje ciało do jedzenia, ponieważ rozumieją to w sposób materialny, tak jakby dosłownie mieli jeść to mięso, tak jak mięso zwierzęcia. Nasz Pan odrzucił tę interpretację i powiedział. Co by było, gdybyś zobaczył Syna Człowieczego wznoszącego się całym swoim ciałem tam, gdzie był wcześniej? Czy powiedziałbyś, że zamierzałem dać ci moje mięso do jedzenia, tak jak ty mięso zwierzęcia”? (Komentarz…, 8, 991).

Jednak już w wyjaśnianiu znaczenia dalszych słów Chrystusa obydwaj ojcowie kościoła są zgodni. "To Duch daje życie; ciało na nic się nie zda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem". .Jan Chryzostom tłumaczy słowa Chrystusa następująco: „słowa Chrystusa można rozumieć dwojako: duchowo i materialnie. Mówi więc: To duch daje życie, to znaczy, jeśli zrozumiesz te słowa zgodnie z duchem, czyli według ich duchowego znaczenia, dadzą życie. Ciało nic nie przynosi korzyści , to znaczy, jeśli zrozumiesz je w sposób materialny, nie przyniosą ci żadnej korzyści, będą raczej szkodzić, ponieważ „Jeśli będziesz żył według ciała, umrzesz” (Rz 8: 13)”. (Komentarz…, 8, 992)

Z kolei św. Augustyn, przytaczany przez Akwinatę tak pisze: „Słowa, które do was powiedziałem, są duchem i życiem, tzn. muszą być rozumiane jako Duch zjednoczony z moim ciałem; i tak rozumiane są życiem, to znaczy życiem duszy. Bo jak ciało żyje swoim cielesnym życiem poprzez ducha cielesnego, tak dusza żyje duchowym życiem przez Ducha Świętego: „Wyślij Ducha Twego, a zostaną stworzone” (Ps 103,30)”. Komentarz..., 8, 993).
Zgorszenie w dosłownym tłumaczeniu greckiego słowa ‘skandal’ oznacza potknięcie. Uczniowie Chrystusa potknęli się. Z jednej strony można powiedzieć, że na trudnej drodze Chrystusa, która wiedzie wzwyż, ale przez doliny cierpienia. Ale z drugiej strony na drodze prostej, gdyż nie ma nic prostszego jak Królestwo Boże. I my również potykamy się na tej drodze. Pytanie tylko do Ciebie bracie, siostro – podniesiesz się? Wracasz czy idziesz dalej?

xłszlak