W pierwszy dzień Oktawy Bożego Narodzenia czytamy Ewangelię, która zapowiada prześladowania. Ojciec wyda syna, syn ojca. drugiego dnia, gdy wszyscy dzielą się opłatkiem, życzą sobie wszystkiego dobrego, kupują prezenty, jest ogólna atmosfera jednania wszystkich ze wszystkimi, Chrystus mówi nam: "będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu Imienia mojego". Trochę się to kłoci ze sobą. Ale rzeczywiście, jeśli rozpatrzymy to w całym kontekście Historii Zbawienia, słowo które jest głoszone, jeśli jest prawdziwe, pochodzi od Ducha Świętego, musi wywoływać opór. Jednym z najgorszych grzechów, które popełniali fałszywi prorocy było: Loquimini nobis placentia - mówcie tak aby nam się podobało. Słowo Chrystusa wywołuje sprzeciw, sprzeciw ludzi i sprzeciw nas samych.
Dokładnie taka była mowa św. Szczepana, którą wygłosił do swych pobratymców z diaspory, którzy podburzyli lud starszych i uczonych w Piśmie. Co takiego opowiedział św. Szczepan? Opowiedział im Historię Zbawienia, w której udowadniał, że Izraelici zawsze sprzeciwiali się głoszonemu Słowu, zaś Sprawiedliwego, którego głosili prorocy zabili. Szczepan zaczął od zdania z 12, 1 Księgi Rodzaju: "I powiedział do niego: Opuść ziemię swoją i rodzinę swoją, a idź do ziemi, którą ci wskażę" (Dz 7,3). w naszym tłumaczeniu polskim w BT w Księdze Rodzaju, skąd ten cytat pochodzi, jest on przetłumaczony: Pan rzekł do Abrama: «Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę". Nieco lepiej tłumaczenie to wygląda w Biblii Paulistów: "Opuść swoją ziemię i rodzinę, i idź do kraju który ci wskażę" (Dz 7, 3). Warto jednak zaznaczyć, że hebrajski oryginał, a z nim greckie i łacińskie tłumaczenia kanoniczne (Septuaginta i Vulgata) rozróżniają trzy rzeczy, które Abram ma opuścić: Ziemię rodzinną, rodzinę i dom ojca. Jest to o tyle istotne, że łączy się z ideą nawrócenia czy też z chrystusowym zaparciem się samego siebie. W hebrajskiej wersji jest dwa razy użyte słowo 'wyjdź' jako lekh-lekha, dosłownie byśmy musieli to przetłumaczyć mniej więcej jako "wyjdź i idź za siebie". Abram opuszcza nie tylko swój kraj rodzinny (Chaldeę, która jest ojczyną magii i bałwochwalstwa), nie tylko fizycznie wychodzi z domu ojca Teracha, ale ma wyjść od swego rodu, swych krewnych ma zaprzeczyć całemu swemu dziedzictwu.
Według Majmonidesa autora Hilkhot Avadah Zarah (jednego z komentarzy Miszny) ojciec Abrahama Terach zajmował się wyrabianiem bożków, był bałwochwalcą, tak jak wszyscy jego sąsiedzi - Chaldejczycy. Abram próbował znaleźć odpowiedzi dotyczące funkcjonowania i stworzenia wszechświata i tak odrzuciwszy idolatrię doszedł w swym myśleniu do monoteizmu. Zniszczył więc wszystkie bożki swego ojca i wyruszył w podróż, gdzie objawił mu się Jedyny Bóg. Abram (ojciec rodu) by stać się Abrahamem (ojciec narodu) musiał wyjść za siebie, zaprzeczyć całemu swojemu dziedzictwu. Jego nawrócenie miało charakter całościowy.
To nawrócenie Lekh-lekha, nasuwa trochę skojarzeń z gnothi seauton - sokratejskim poznaniem samego siebie z tradycji europejskiej, chociaż znaczenia dosłowne są przeciwstawne. Czym innym jest wyjść za siebie, a czym innym wejść w siebie. Jednak istnieje pewne arcydzieło chrześcijańskiej literatury mistycznej, które łączy je ze sobą. Jest to "Twierdza Wewnętrzna" św. Teresy Wielkiej. Swoją wędrówkę duchową przez Twierdzę, którą jest nasza dusza Teresa zaczyna od wejścia w siebie, wejścia do środka zamku. Ale czemu mamy wejść do duszy, która przecież jest z nami tożsama? Tak nasza twierdza czyli dusza to nasze wnętrze, ale dusze ochrzczonych, wierzących, którzy nie praktykują modlitwy (zwłacza modlitwy myslnej) są podobne do strażnika, który stoi w bramie, pilnującej jej, zwrócony tyłem do pokoi wewnętrznych, w tym sali tronowej, w której mieszka Bóg. A więc musi wejść przez brame do środka. Krótko mówiąc musi... wejść za siebie. Zanim wejdzie do centralnego pomieszczenia zmierzy się z demonami, które weszły do wewnętrznych pokoi przez grzech. Przez modlitwę i wytrwałość w cnotach, musi się z tymi demonami i lękami zmierzyć.
Również dzisiaj człowiek ma opór, lęk przed wejściem w modlitwę, mierzy się bowiem ze swoimi lękami, demonami przeszłości. Nie ma jednak innej drogi, mówi Teresa, jeśli w tym życiu odpuścimy cierpienie jakie z tego wynika i tak nas ono nie ominie. Po śmierci przejdziemy przez drogę oczyszczenia. Odpokutujemy w przyszłym świecie jak sugeruje Jezus Chrystus (Mt 12, 32). Gdy Bóg wygnał ludzi z Edenu postawił przed wejście serafina z ognistym mieczem, aby strzegł wejścia. Tym mieczem jest Słowo Boże: Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca (Hbr 4, 12).
Ks. Łszlak