Dla zwykłego człowieka adoracja Najświętszego Sakramentu to jeden wielki, absurdalny skandal. Marnotrawstwo czasu. Tymczasem każda pobożna dusza wie doskonale ile energii i życia można zaczerpnąć ze zwykłej adoracji. Adorowanie postaci eucharystycznych poza mszą to raczej wynalazek średniowieczny tak się przynajmniej uważa w kręgach liturgistów. Stało się to na skutek różnego rodzaju polemik i sporów o obecność Pana Jezusa w sakramencie. Z jednej strony ortodoksyjnego św. Tomasza z Akwinu autora wielu hymnów eucharystycznych "Adoro Te devote", "Pangue Lingua Gloriosi"; z drugiej strony wcześniej wystąpił Berengariusz z Tours, który optował za bardziej symboliczną teorią eucharystii.
Przez niektóre ustępy ewangelii, możemy dojść do wniosku, że adoracja nie jest zupełnie pozbawiona biblijnych podstaw.
Dziś w Ewangelii o cudownym rozłożeniu chleba możemy przeczytać o pierwszej adoracji Najświętszego Sakramentu w dziejach. Jezus wziął chleb i modlił się modlitwą dziękczynną gr. eucharistesas). A uczniowie i tłumy słuchaczy “usiedli na ziemi”. Jest tam użyte ciekawe słowo anapesein, użyte również w innej nieco wersji u Mateusza (anapiptein) w opisie rozmnożenia chleba, ale i w czasie Ostatniej Wieczerzy. Słowo to generalnie oznacza leżeć, siedzieć w pozycji półleżącej. Ale słowo to nie oznacza jedynie biernego leżenia, ono posiada pewien dynamizm działania, który wyraża się w przyrostku ana – oznaczającego to co z góry, z wysoka. Gdy Jezus wziął chleb i błogosławił, uczniowie i tłumy dosłownie padli na ziemie. Zupełnie jakby oddały Jezusowi pokłon. Jak to pięknie koresponduje z prostracjami (padaniem na twarz) aniołów i starców w czasie liturgii niebiańskiej w Apokalispie św. Jana, ale także z twierdzeniem Jezusa z 3 rozdziału Jana, że jest On z wysoka, z góry, a my z niskości.
Możemy stwierdzić, na zasadzie czysto katolickiej spekulacji, że był to symboliczny opis adoracji Jezusa eucharystycznego. Chociaż chleb, który Jezus błogosławił nie był jeszcze Jego ciałem. Ale nie ważne, znak jest dość czytelny. Poza tym, był tam przecież żywy Najświętszy Sakrament w osobie samego Jezusa historycznego.
Mamy tam jeszcze kilka innych znaków: po pierwsze zbliżała się Pascha i święto chlebów przaśnych; po drugie za kilkanaście wersetów Jezus powie apostołom: “To Ja jestem” słowa, które wypowiada kapłan podczas eucharystii; po trzecie opis rozmnożenia chleba u Jana jest wstępem, prefacją do wielkiego dialogu eucharystycznego.
Dokumenty historyczne pozwalają stwierdzić, że niektórzy ojcowie pustyni - anachoreci, którzy nie mieli święceń kapłańskich, a mieszkali za daleko od miejsc kultu, przechowywali w swoich celach eucharystię, zabraną z niedzieli. Nie wiemy czy ich myśli modlitewne i medytacje kierowały się w stronę Jezusa ukrytego pod postaciami chleba. Może tak, może nie. Nie byli wobec tej eucharystii obojętni przecież. Ale jesteśmy z całą pewnością w stanie stwierdzić, że przecież adoracja nie pojawiła się zupełnie znikąd.
Od początku eucharystia była otaczana szczególną czcią. Nie dziwmy się wiec, że tak wielu wiernych jest przywiązana do tradycyjnych form jej przyjmowania i adoracji. W czym nierzadko i sami księża widzą dziwactwa, natręctwa etc. Nie jest to żadna mentalność “pogańska”, jest to jak najbardziej szczera, pobożna, biblijna postawa. Coś co wynika z natury katolika.
Wykorzystano: www.filoblogos.pl
"Apoftegmaty Ojców Pustyni".
Ks. Łukasz Szlak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz