piątek, 16 czerwca 2023

Pełnia sprawiedliwości czwrtek X zw

 Pełnia sprawiedliwości.


(Homilia na czwartek 10 Tygodnia Zwykłego).

Feliks Koneczny w swoim dziele "Rozwój moralności", które było rozwinięciem "O wielości cywilizacji", sformułował ciekawą tezę, że nigdy nie jest możliwe, aby etyka (idee według których powinni żyć ludzie) w całości pokrywała się z moralnością (praktyka w jaki sposób postępują). Jeżeli tak postawimy sprawę, każdy człowiek jest 'faryzeuszem' niezależnie od religii, światopoglądu, czy jest wierzący, czy nie. Chrystus w dzisiejszej Ewangelii stawia nam poprzeczkę jeszcze wyżej: nasza sprawiedliwość ma być większa niż uczonych w piśmie i faryzeuszy.

Wielu chrześcijan nie mogąc sobie poradzić nawet z prostym Dekalogiem załamuje ręce w obliczu poziomu etycznego wygłoszonego przez Jezusa Chrystusa w Kazaniu na Górze. Zupełnie jakby Chrystus dokładał jeszcze ciężaru, który na barki wierzących wkłada Stary Testament.

Tymczasem trzeba zwrócić uwagę na dwie sprawy. Po pierwsze na szczęście nasza sprawiedliwość, o której mówi Chrystus, nie jest nasza. Jako usprawiedliwienie pochodzi od Boga: "Bo cóż mówi Pismo? Uwierzył Abraham Bogu i zostało mu to poczytane za sprawiedliwość1. Otóż temu, który pracuje, poczytuje się zapłatę nie tytułem łaski, lecz należności. Temu jednak, który nie wykonuje pracy, a wierzy w Tego, co usprawiedliwia grzesznika, wiarę jego poczytuje się za tytuł do usprawiedliwienia (Rz 4, 3-5).

Wiara daje nam usprawiedliwienie, odpuszczenie grzechów, czystą kartę. Oczywiście Bóg na tym nie poprzestaje, usprawiedliwienie jest dopełniane przez uświęcenie (zob. Rz 8, 1 nn...).

Po drugie. Więcej światła na rozumienie dzisiejszych słów Ewangelii rzuca etymologia słowa 'większa', gr. pleion. Oznacza nie tylko większość w sensie ilości, ale też jakości. To słowo wywodzi się z pra-indeoeuropejskiego rdzenia, które w łacinie oznacza wypełnić (plere), jest źródłem słowa plebs (lud, wspólnota ludzi). Jest także pokrewne greckim słowom plethien (być pełnym), pleres (pełen).

Moglibyśmy więc też przetłumaczyć słowa Pana następująco: jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie pełniejsza, czy też jeśli nie napełnicie/wypełnicie waszą sprawiedliwość, nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego.

Czym mamy wypełnić sprawiedliwość? Miłością, łaską, Duchem Świętym: "Kto bowiem miłuje bliźniego, wypełnił Prawo. Albowiem przykazania: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj, i wszystkie inne - streszczają się w tym nakazie: Miłuj bliźniego swego jak siebie samego"! (Rz 13, 8-9). Gdzie tego szukać? W sakramentach, modlitwie, w całym skarbcu duchowym Kościoła. Łaska Chrystusa sprawia, że katolik zachowuje przykazania, nie jego własna moralność. Legalizm moralny prowadzi do upadku, "litera zabija, Duch zaś ożywia" (2 Kor 3, 6). 

xłszak

Dał im władzę

 "Dał im władzę".


Czytamy dzisiaj Ewangelię o nadaniu władzy apostołom przez Jezusa. Apostołowie mieli władzę egzorcyzmów, nauczania, pasterzowania ludziom. Według tradycji, potwierdzanej nielicznymi, ale jednak istniejącymi świadectwami pozabiblijnymi z I i II w. po Chr. apostołowie przekazali swą władzę następcom w drodze sukcesji apostolskiej. Stąd też wywodzimy zagadnienie posłuszeństwa Kościołowi jako kościołowi hierarchicznemu, na którego czele stoją biskupi, a niżej, lokalnie, prezbiterzy. Posłuszeństwo wobec władzy nauczania i pasterzowania jaką ma kościół hierarchiczny jest dzisiaj przedmiotem krytyki ze względu na ukrywanie skandali pedofilskich przez niektórych biskupów polskich. Ale należy zaznaczyć też, że problem krytyki koscioła hierarchicznego jest szerszy. Chodzi w niej także o sposób sprawowania władzy, autotytaryzm, mentalność dworska etc.
Jak na tę sprawę patrzył kardynał Joseph Ratzinger, jeszcze zanim stał się papieżem? Jego obecne poglądy na te sprawy możemy poznać dzięki listowi, który napisał w 2019 r., a który stał się sławny i klopotliwy dla wielu ludzi z Kościoła i spoza niego. Głownymi przyczynami były według Benedykta XVI: rewolucja seksualna oraz kryzys nauczania moralnego w Kościele (który objawił się w pismach modernistów przez relatywizowanie pojęcie zła, wykluczali oni istnienie czynów złych samych w sobie). To przygotowało grunt pod skandale. Przyjrzyjmy się jednak kwestii władzy jako takiej, a została ona poruszona w publikacji esejów Ratzinegra pt. “Nowa pieśń dla Pana”.
Ówczesny prfekt Kongregacji Nauki Wiary wyszedł od analizy pojęcia władza i porównał je z pojęciem władzy występującym w Pismie Świętym. Władza jest dla ludzi jednocześnie czymś fascynującym i groźnym. Perspektywa kierowania własną egzystencją i rzeczywistością bez lęku jest niezwykle kusząca, lecz dla większości pozostaje nieosiągalna. Władza, z którą się człowieka styka na co dzień jest albo w rękach innych ludzi, albo co gorzej jest nieuchwytna, anonimowa. Jest to lęk przed autoniomią rozwoju techniki, która staje się zagrożeniem dla źródeł życia, przyrody. Lęk przed gromadzeniem arsenałów śmiercionosnej broni, które mimo rozmów rozbrojeniowych między rządami, nadal postępują. Wreszcie lęk przed rozwojem ekonomii i przemysłu, któy może zredukować osobę ludzką do kategorii czysto funkcjinalnej. Taka władza jest zmorą, zagrożeniem. Dla porównania analizy Ratzingera możemy przytoczyć słowa słynnego brytyjski historyka i katolickiego liberała lorda Johna Actona: “każda władza deprawuje, władza absolutna deprawuje absolutnie”.
Czy wobec tego wszystkiego uprawinionym jest teza, że Bóg ma władzę nad światem? Że Jego władza może nieść nadzieje? Podkreślił, że greckie słowo władza: exousia, które wystepuje w Nowym Testamencie oznacza władzę, która wynika z istoty, wiąże się zawsze z wykonaniem nadanego prawa. Tym prawem w przypadku Jezusa jest posłuszeństwo - wola Boga Ojca. Mimo że, Syn Boży istniał na równi z Ojcem jak mówi List do Filipian (2,6), Syn Boży nie skorzystał z tej sposobności by być na równi i ogołocił samego siebie. By zobrazować tę myśl, papież posługuje się biblijnymi scenami gór, na których dokonały się ważne zbawcze wydarzenia. Na pierwszej - Górze Kuszenia szatan oferuje Jezusowi władzę, władzę, która innych ludzi traktuje jak przedmioty, władzę dla samej siebie, Chrystus to odrzuca. Zamiast posiadania i używania wszystkiego co oferuje Zły Duch, Jezus wybiera Golgotę - górę ukrzyżowania, ogołoca się ze wszystkiego, aby pozostała tylko wola Boga. W ostatniej scenie na Górze Oliwnej widzimy Go jak wstępując do niebios mówi: “dana mi jest wszelka władza na ziemi I niebie”. Ogołociwszy się ze wszystkiego, bedąc posłusznym, aż do śmierci Chrystus zyskał wszystko.
Podobnie jak u Jezusa jego władza wynika z konkretnej relacji z Ojcem, wychodzi od Niego, do Niego też powraca, tak samo winno być w przypadku osoby kapłana – pisze Ojciec Święty. Relacja z Chrystusem jest czymaś niezbędnym dla prawidłowego wykonywania władzy kapłańskiej. Bez tego, władza w Kosciele staje się władzą, która budzi lęk, jest w oczach innych zagrożeniem.
I tu dotykamy ciężkiego zagadnienia dla współczesnych. Wielu ludziom establishment, anonimowość władzy, jej pycha, lęk, zagrożenie to wszystko kojarzy się, nie tylko z wielkimi korporacjami, państwami, organizacjami międzynarodowymi, ale i wielkimi kościołami.
Człowiek chetnie odnajduje się w małych wspólnotach, grupach, gdzie nie ma sformalizowanego prawa, ale jest porozumienie, zaufanie. Konflikt nastaje, gdy te ludzie z tych grup mierzą się z niedopuszczalnymi żadaniami i gestami wielkiego Koscioła.
Ratzinger podkreśla, że w dawnych wiekach (średniowiecze i barok) Kościół był oparty na takich właśnie małych wspólnotach jak tercjarze, bractwa itp. Zaś prawo współczesnego Kościoła sprzyja takim wspólnotom co należy wykorzystać. Kościół trzeba aprobować jako całość, nie na podstawie wybranych grup czy kapłanów. Inaczej wiara w takim Kosciele okazuje się być jak budowla zbudowana na piasku, nie na skale. Jeżeli nasza wiara opiera się tylko na osobach, grupach, struktura exousii ulega zatraceniu. Istotnym elementem Koscioła nie są fajni ludzie, którzy do Niego należą, istotnym elementem jest ta exousia. To w Kosciele człowiek może być zbawiony. To własnie cały Kościół otrzymał władzę (exousia), ponieważ została mu d a n a przez Chrystusa.
Decydującą przyczyną dlaczego Kościół, który przed wojną był tak obiecującą organizacją, stał się w oczach wielu wyalienowaną instytucją, było piastowanie urzędów koscielnych przez osoby, które zamiast być oknem Bożej łaski, stawały się murem. “Zawsze może się wydarzyć, że objawienie się tej władzy i tej nadziei staje na przeszkodzie kapłan, a więc Kościół. Jest to wina, którą musimy wyznać I o przezwyciężenie której musimy prosić Pana. Ale Bóg jest tym Silniejszym. Nie odbiera Kościołowi danej mu władzy, a władza ta, która przychodzi do nas w postaci słowa i sakramentu, również dzisiaj jest światłem, które nam świeci – nadzieją, która daje życie I przyszłość” (cyt: “Nowa Pieśń dla Pana”, s. 91).

xłszlak

Wszyscy wrogowie Serca Jezusa

 Wszyscy 'wrogowie' Serca Jezusa.


(Komentarz na uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa).

Gdy odmawiamy Litanię do Serca Jezusa może nam się rzucić w oczy teandryczny (bogo-ludzki) charakter układy wezwań. Najpierw mamy te wezwania związane z boską naturą Jezusa, następnie te, które wiążą się z relacjami wobec ludzkiej natury. Nie jest to wcale przypadek. Kościół Katolicki nieustannie musiał walczyć z podświadomym monofizytyzmem i przypominać o tym charakterze dwóch natur Jezusa Chrystusa, spór o to nie zakończył się bowiem wcale w VI w. po Chr.

Kult Serca jezusowego kwitł we Francji XVII i XVIII w. pomimo popularności jansenizmu, który przez swą surowość moralną czynił Boga bardziej odległym od zwykłych wiernych. Jansenizm chciał większej surowości np. w przystępowaniu do sakramentu eucharystii. Serce Jezusa przeciwnie - przybliżało Boga wiernym, wskazywało na potrzebę częstej, regularnej komunii. Przypomnijmy, że częsta komunia nie była oczywistością. W czasach nowożytnych w seminariach diakon komunikował raz na dwa tygodnie, kleryk raz na miesiąc. Co tu dużo mówić o zwykłych wiernych. Jansenizm dążył do zwiększenia ograniczeń.

Kult Serca Jezusa pojawia się, nie bez potrzeby, w określonym momencie dziejów. Objaśnia nam tę sprawę George Weigel w swojej publikacji pt. " Katolicyzm ewangeliczny".

Papież Leon XIII w 1899 r. poświęcił świat Sercu Jezusowemu. Według Weigla był to akt walki z tendencją monofizycką w Kościele, która polega na tym by w Synu Bożym wiedzieć tylko i wyłącznie Boga, w oderwaniu od Jego ludzkiej natury. Papież uruchomił tym samym trzy interesujące procesy.

1. "Wysłał ostrzeżenie pod adresem ultraziemskiej polityki nowoczesności". Przez św. Ludwika Marię Gringon de Montfort i powstania wandejskie, Serce Jezusa było oznaką oporu wobec jakobinizmu i postjakobińskiego radykalnego sekularyzmu i redukcji wiary do sfery prywatnej, co prowadziło nawet do ludobójstwa. (Mało kto wie, ale pierwsze 'nowoczesne, ideologiczne ludobójstwo w dziejach ludzkości miało miejsce na ludności katolickiej w Wandei, w czasach rewolucji, a zostało dokonane w imię racjonalizmu, demokracji i praw człowieka. Okrutną śmierć poniosło kilkaset tysięcy ludzi).

2. Leon XIII wywyższył w ten sposób formę pobożności ludowej. najświętsze Serce przypominało Kościołowi, że Chrystus sprawuje rzeczywiście s u w e r e n n ą władzę, ale nie przez wolę mocy jako to miało miejsce w XIX i XX w. lecz przez prawdę, sprawiedliwość, a szczególnie przez miłość do ludzi.

3. Przez tę formę nabożeństwa ustanowił ponownie bliską więź z Chrystusem w centrum życia Kościoła (nie znaczy to, że jej w ogóle nie było).

Jak się okazuje w kontekście autokanibalizmu współczesnego Zachodu, papież miał zupełną rację. Zresztą papieże, z reguły, zawsze mają rację. 
xłszlak

Komentarze


"Potknęli się na prostej" Nd XXI zw b

 "Potknęli się na prostej - o eucharystii, która gorszy".

(Homilia na XXI Niedzielę Zwykłą, rok B)

Dziś Chrystus mówi nam trudne słowa dotyczące sakramentu eucharystii. Czytamy w Kościele słowa, które kończą wielkie Kazanie Eucharystyczne z 6. rozdziału Ewangelii św. Jana. Jest tam mowa o zgorszeniu uczniów słowami Chrystusa o Ciele i Krwi, które są konieczne do życia wiecznego. Przyczyną ich zgorszenia jest prostactwo dosłownego rozumienia słów Jezusa. Spróbujmy zrozumieć o co im chodziło. Religia mojżeszowa, tak jak dzisiaj, surowo zabraniała spożywania niekoszernego mięsa i krwi, a co dopiero mówić o ludzkim mięsie i krwi… zapewne pomyśleli -kanibalizm, lub coś w tym stylu. Prawdziwy skandal! Uczniowie Chrystusa prawdopodobnie zrozumieli Jego słowa w dosłowny (prostacki) sposób.

O ile ewangeliści i św. Paweł w większości używają terminu greckiego soma, na określenie eucharystii, który to termin oznacza ciało żywe, ciało z duszą, istotę żywą, o tyle św. Jan zupełnie jakby chciał w swej relacji zaostrzyć kontrowersje i używa greckiego słowa sarx, tj. ciało w sensie: mięso, skóra, mięśnie, ścięgna. Co więcej, gdy mówi o spożyciu tego ciała używa takich słów, które można tłumaczyć: pożerajcie, zajadajcie się, lub nawet (co podają słowniki)… żryjcie. Te słowa mogą budzić zdziwienie i szok u pobożnej duszy, jednak mają na celu ukazać intensywność, niezbędność sakramentu eucharystii dla życia duchowego i wiecznego chrześcijanina.

W całej Mowie Eucharystycznej ukazane są dwa zasadnicze cele sakramentu eucharystii: trwanie w Chrystusie; życie wieczne przez wskrzeszenie z martwych. Więcej światła na dzisiejszą Ewangelię rzuca nam komentarz św. Tomasza z Akwinu, w którym dokonał syntezy nauczania ojców wschodu i zachodu.

Jezus określa siebie mianem chleba, który z nieba zstąpił, dlatego że niebo (w sensie królestwa duchowego, tożsame z Bogiem) ma życie samo z siebie. Zwykły chleb, który wzmacnia człowieka i przemienia się w człowieka, który go spożywa, przez Chrystusa staje się pokarmem wzmacniającym życie duchowe i przemieniającym człowieka w Ciało Chrystusa. Tomasz powołuje się na Augustyna, który twierdzi, że chleb niebiański od zwykłego różni się tym, że: 1. Rzeczy duchowe konsumowane są zawsze w całości, materialne w części, dlatego duchowe nie powodują pragnienia; 2. Reczy duchowe nie niszczeją, trwają wiecznie, rzeczy materialne owszem niszczeją. Według św. Augustyna eucharystia spożywana sakramentalnie przemienia człowieka w Chrystusa (Zob. Św. Tomasz z Akwinu, „Komentarz do Ewangelii św. Jana”, 6, 955).

Chleb konsekrowany staje się ciałem Chrystusa. Wystarczy wiara. Proste. Pod tym twierdzeniem podpisze się zapewne większość chrześcijańskich wyznań, jednak w jaki sposób rozumieć słowa konsekracji to już inna historia. Rosyjski teolog Paul Evdokimov słusznie twierdzi, że do XI w. Kościół świętą czcią otaczał misterium eucharystyczne, nie pytając „co” i „jak”? Zrobili to dopiero na Zachodzie teologowie parający się dialektyką (czyli filozofią), mówiąc o rzeczywistości duchowej czy symbolicznej. Do tego czasu jedynym terminem, który był obecny u Ojców Kościoła było słowo metabole – gr. przemiana, zmiana, mutacja, transformacja. Tak eucharystie rozumieli najstarsi Ojcowie Kościoła piszący o eucharystii: św. Justyn Męczennik i św. Ireneusz z Lyonu. Jednym z pierwszych heretyków, który naruszył tę prawdę filozofią był Berengriusz z Tours. Skutki moralne jego nauki były ponoć opłakane.
To właśnie na skutek tych herezji (czysto symbolicznej obecności Chrystusa) teologowie zachodni chcąc zachować ortodoksję, wprowadzili termin transsubstancjacja, który w kościołach prawosławnych po schizmie z XI w. pozostał niezaakceptowany. Zmienia się istota, przypadłości chleba i wina pozostają. Mimo iż P. Evdokimov pisze o całkowitej metabole chleba i wina z istotą i przypadłościami, w jego tłumaczeniu i tak pobrzmiewa logika transsubstancjacji. „ [...] Całkowite metabole zarówno substancji, jak i przypadłości w niebieskie ciało Chrystusa. Przy tym nie chodzi o zatrzymanie przypadłości chleba, ale o zatrzymanie naszych oczu niezdolnych do oglądania niebiańskiego Ciała, a więc zachowując iluzję pozorów” (P. Evdokimov, „Prawosławie”, s. 317). Wydaje się, że Evdokimov jakby z jednej strony chciał zanegować obiektywizm przypadłości chleba i wina, z drugiej ze względu na subiektywizm naszych zmysłów, które odbierają cechy chleba i wina zaślepione niewiarą, siłą rzeczy zachowuje te przypadłości (czyż to nie nasze zmysły subiektywnie odbierają to co zmysłowe, czyli po prostu jakby nie mówić: cechy, a więc koniec końców - przypadłości…).

Wybitny XIX w. teolog Antonio Rosmini Serbati próbując na nowo objaśnić eucharystyczną przemianę, mówił o dzialaniu zasady Osoby Bosko-ludzkiej, która jest w niebie i na słowa kapłana ożywia substancję chleba, czyniąc ją swoją własną przez analogię do tego co się dzieje ze zwykłym pokarmem, który przyswajany przez człowieka staje się człowiekiem. Mimo tego że Rosmini nie naruszył bezpośrednio dogmatu przeistoczenia, jego doktryna została ocenzurowana przez władze kościelne. Tak pieczołowicie i gorliwie starano się ochraniać tajemnicę konsekracji.

W latach 50., niektórzy modernistyczni teologowie próbowali na nowo objaśnić przeistoczenie. Utworzyli na bazie systemów egzystencjalistycznych i fenomenologicznych doktryny transfinalizacji (przemiana celu chleba i wina) i transsygnifikacji (przemiana znaczenia chleba i wina). Doktryny te znalazły się nawet w Katechizmie holenderskim. Papież Paweł VI (niedawno ogłoszony świętym) przestudiowawszy te doktryny w encyklice „Mysterium Fidei”, nakazał je jednak rozpatrywać tylko w połączeniu z tradycyjną transsubstancjacją.

Cóż więcej powiedzieć jak nie słowa wypowiedziane 2000 lat temu przez uczniów: „trudna jest ta mowa”. Już wtedy eucharystia powodowała kontrowersje. Nic dziwnego, że uczniowie i dziś się gorszą.

W tradycji egzegetycznej Kościoła mamy dwa rozumienia przyczyn zgorszenia uczniów. Zostały one przytoczone przez św. Tomasza z Akwinu w jego Komentarzu. Pierwsze należy do św. Jana Chryzostoma. Uczniowie byli zgorszeni, gdyż Jezus w słowach swoich objawił im swoją boskość, oni zaś wierzyli, że jest synem Józefa. Według wschodniego ojca kościoła Jezus wzywa uczniów, by wznieśli się rozumieniem tam gdzie wcześniej był Chrystus tj. do nieba. (Św. Tomasz z Akwinu, „Komentarz do Ewangelii św. Jana”, 8, 989). Drugie rozumienie należy do św. Augustyna z Hippony: „Augustyn inaczej rozumie ten fragment. Powiedział, że uczniowie byli zgorszeni, gdy nasz Pan powiedział, że da mu swoje ciało do jedzenia, ponieważ rozumieją to w sposób materialny, tak jakby dosłownie mieli jeść to mięso, tak jak mięso zwierzęcia. Nasz Pan odrzucił tę interpretację i powiedział. Co by było, gdybyś zobaczył Syna Człowieczego wznoszącego się całym swoim ciałem tam, gdzie był wcześniej? Czy powiedziałbyś, że zamierzałem dać ci moje mięso do jedzenia, tak jak ty mięso zwierzęcia”? (Komentarz…, 8, 991).

Jednak już w wyjaśnianiu znaczenia dalszych słów Chrystusa obydwaj ojcowie kościoła są zgodni. "To Duch daje życie; ciało na nic się nie zda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem". .Jan Chryzostom tłumaczy słowa Chrystusa następująco: „słowa Chrystusa można rozumieć dwojako: duchowo i materialnie. Mówi więc: To duch daje życie, to znaczy, jeśli zrozumiesz te słowa zgodnie z duchem, czyli według ich duchowego znaczenia, dadzą życie. Ciało nic nie przynosi korzyści , to znaczy, jeśli zrozumiesz je w sposób materialny, nie przyniosą ci żadnej korzyści, będą raczej szkodzić, ponieważ „Jeśli będziesz żył według ciała, umrzesz” (Rz 8: 13)”. (Komentarz…, 8, 992)

Z kolei św. Augustyn, przytaczany przez Akwinatę tak pisze: „Słowa, które do was powiedziałem, są duchem i życiem, tzn. muszą być rozumiane jako Duch zjednoczony z moim ciałem; i tak rozumiane są życiem, to znaczy życiem duszy. Bo jak ciało żyje swoim cielesnym życiem poprzez ducha cielesnego, tak dusza żyje duchowym życiem przez Ducha Świętego: „Wyślij Ducha Twego, a zostaną stworzone” (Ps 103,30)”. Komentarz..., 8, 993).
Zgorszenie w dosłownym tłumaczeniu greckiego słowa ‘skandal’ oznacza potknięcie. Uczniowie Chrystusa potknęli się. Z jednej strony można powiedzieć, że na trudnej drodze Chrystusa, która wiedzie wzwyż, ale przez doliny cierpienia. Ale z drugiej strony na drodze prostej, gdyż nie ma nic prostszego jak Królestwo Boże. I my również potykamy się na tej drodze. Pytanie tylko do Ciebie bracie, siostro – podniesiesz się? Wracasz czy idziesz dalej?

xłszlak

Faryzeusze pon XXI zw

 Faryzeusze.


(Homilia na poniedziałek XXI Tydzień Zwykły).

Wybitny polski historyk i filozof Feliks Koneczny w swym dziele pt. "Rozwój moralności", sformułował ciekawą myśl. Nigdy (a przynajmniej na tym świecie) etyka (myśl czy też idee tworzące zasady moralne) nie pokryje się wprost z moralnością człowieka (tym jak w praktyce zachowuje się, jakie ma normy i obyczaje i jak określa dobro i zło na co dzień). Biorąc to pod uwagę nikt nie będzie żył w 100 % według przyjętych zasad. Czy jest katolikiem, protestantem, świadkiem Jehowy, buddystą, marksistą, liberałem czy nawet wyznawcą Kościoła Latającego Potwora Spaghetti. Wobec tego wszyscy jesteśmy z natury "obłudnikami", inaczej deklarujemy o naszym postępowaniu, inaczej postępujemy.

W szczególny sposób problem dotyczy tych, którzy nauczają etyki i moralności, mowa o osobach duchownych. A ulubionym przykładem faryzeizmu czasów współczesnych jest katolickie duchowieństwo. Ale obowiązkiem kapłana jest głosić zasady Ewangelii, która przerasta każdą moralność. Czy ten rozdźwięk zawsze jest faryzeizmem? Jakże szokujące są słowa św. Pawła z Listu do Filipian „ważne, że Chrystus jest zwiastowany każdym sposobem, czy to obłudnie, czy szczerze” (Flp. 1:18).

Czy wobec tego jesteśmy skazani na to by być faryzeuszami? Raczej nie gdyż nawrócenie Szawła z faryzeizmu nie miało by sensu. Chrystus, krytykuje postawę większości faryzeuszy, ponieważ swoim legalizmem potępiają człowieka i hamują jego rozwój duchowy. Próbując zachować literę Prawa lekceważą Świątynię i ołtarz - to co święte. Oczywiście nie wszyscy członkowie stronnictwa faryzeuszy wykazywali taką postawę. Spośród nich wszak rekrutował się i Nikodem, i Józef z Arymatei, i św. Paweł. A pamiętać musimy również, że nie byłoby nauczania Nowego Testamentu gdyby nie Gamaliel Starszy i jego złota zasada postępowania.

Coś musi odróżniać codzienny rozbrat etyki z moralnością od faryzeizmu. Faryzeizm jest określany jako postawa obłudna i dwulicowość. Patrząc na to co krytykuje w Ewangelii Jezus, zwłaszcza dzisiejsze czytanie, możemy powiedzieć, że faryzeizm jest nie tyle wewnętrzną niedoskonałością, ale: 1. postawą w wyniku, której litera prawa zabija świętość; 2. postawą, która przez zło pochodzące z wewnątrz dotyka drugiego człowieka.

xłszak

Kazanie na wspomnienie św. Bartłomieja

 Prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu.


(Homilia na św. Bartłomieja)

Chrystus mówi do Bartłomieja: "Widziałem cię, zanim cię zawołał Filip, gdy byłeś pod drzewem figowym" (J 1, 48), na co ten drugi odpowiada wyznaniem wiary w Syna Bożego. To drzewo figowe jest zastanawiające, zazwyczaj jak próbuje się tłumaczyć jego rolę, mówi się o głębokiej modlitwie, o studiowaniu Tory w jego cieniu. I to będzie prawda. Pójdźmy dalej i zaproponujmy taką interpretację, że św. Bartłomiej odprawiał jakiś rachunek sumienia, coś na kształt tego. Chrystus przedtem powie o Bartłomieju: "oto prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu" (J 1, 47).

Dlaczego tak? Powodów jest kilka. Drzewo figowe bardzo często występuje jako motyw opowiadania o nadchodzącym sądzie (Mk 13,28-31; Mt 24,32-35; Łk 21,29-33) czy nawróceniu. U proroków figi oznaczały coś najlepszego i najcenniejszego, pomyślność, pokój, dobra duchowe.

U św. Mateusza i św. Marka drzewo figowe, przeklęte jest alegorią sądu nad Jerozolimą. Św. Łukasz rozszerza ten wątek w przypowieści o właścicielu winnicy, który znajdując drzewo figowe bezowocne, chce je wyciąć, jednak namówiony przez ogrodnika zezwala by je okopano i podlewano jeszcze rok by wydała owoce.
To właśnie liście figowca pojawiają się w scenie Księgi Rodzaju, gdy pierwsi ludzie Adam i Ewa odczuwają wstyd z powodu nagości i robią sobie przepaski z liści drzewa figowego. Widzimy dobro, zło, nawrócenie.

Św. Bartłomiej zmagał się ze sobą, rachował to co w jego życiu było dobre i to co było złe, wstydliwe. Odbywał nad sobą sąd z pomocą Tory i w tym zbawczym czasie doznał objawienia Syna Bożego. Dla św. Ignacego z Loyoli, prawdziwego mistrza życia duchowego codzienny rachunek sumienia jest jedną z podstawowych i najważniejszych modlitw. Sam ponoć czynił go co godzinę. Dlatego on i jego uczniowie doszli do tak wielkiej perfekcji i potęgi intelektualnej i duchowej. Do dziś metod ignacjańskiego rachunku sumienia uczy się nawet na warsztatach dla biznesmenów, częstokroć nie mających nic wspólnego z wiarą.

Dobrze dla człowieka by w ciągu dnia usiadł sobie pod takim drzewem i zastanowił się nad sobą. Czy potrafimy tak?

Kazanie na Uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej

 Niemal sakrament


(Kazanie na Uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej)

Ojciec Święty Benedykt XVI w swym dziele "Duch liturgii", zapisał ciekawe spostrzeżenie: "prócz tego co można sfotografować nie widać już nic". Paul Evdokimov dodałby pewnie, że Zachód i jego sztuka obrazują tylko martwe obrazy z przeszłości. Czyż nie jest to prawdą zasadniczo? Naszą sztukę religijną w większości charakteryzuje kicz, zaś sztuka świecka pogrąża się coraz bardziej w niezrozumiałej i obcej człowiekowi abstrakcji. Dziś w święto Matki Bożej Częstochowskiej przed oczami wszystkich wiernych staję słynąca na cały świat łaskami ikona. Dzieło sztuki Pana Boga. Co takiego jest w ikonach, a zwłaszcza w tej jednej, że tak bardzo do siebie przyciąga, wywołuje tyle skrajnych emocji,(włącznie z politycznymi)?
Zacznijmy od samego pojęcia ikona - obraz. Zarówno Benedykt XVI jak i Evdokimov rozważania na temat sztuki i ikon chrześcijańskich rozpoczynają od Starego Testamentu. Jak wiemy dekalog zabraniał przedstawiania rzeźb, obrazów Boga, człowieka i zwierząt. „Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią”! (Wj 20, 4). Od razu w Pięcioksiągu widzimy jednak dwa wyjątki od tego przykazania. Są to cherubiny, skrzydlate istoty, które są wyrzeźbione nad przebłagalnią Arki Przymierza i wyhaftowane złotem na Namiocie Spotkania. Czyż Mojżesz złamał przykazanie? Oczywiście, że nie. Najprawdopodobniej to zdanie należy odczytywać w kontekście zakazu bałwochwalstwa jako takiego, nie zaś wykonywania obrazów i rzeźb. Rosyjski teolog P. Evdokimov tłumaczy to tym, że to jedynie wśród aniołów po grzechu pierworodnym pozostał Obraz Boga, w człowieku nie. Dlatego je wyrzeźbiono. Benedykt XVI twierdzi, że swą tajemniczością i skryciem (skrzydłami przesłaniały przebłagalnię) wskazywały one na niewidzialnego Boga.
Temat Arki jest obecny w ikonach. Bardzo często ikona Zmartwychwstałego nawiązuje do przedstawienia Arki. Chrystus wychodzi ze skrzyni (trumny grobowej), która przypomina Arkę Przymierza i jest otoczony zastępami aniołów.
Judaizm i islam do dziś trzymają się tej zasady zakazu malowania i rzeźbienia. Jednak jak podkreślają autorzy judaizm czasów Chrystusa nie koniecznie był tak rygorystyczny. W czasach hellenistycznych posiadamy wiele świadectw malowideł i rzeźb w synagogach (np. słynne Dura Europos). Jednak przedstawienia te, tak samo jak w sztuce pogańskiej miały wartość dydaktyczną stanowiły haggadę, czyli kazanie o historii zbawienia. W chrześcijaństwie hellenistycznym zyskają one dodatkowo misteryjny i sakramentalny wymiar.
Lecz tak naprawdę dzieje ikon rozpoczyna wiek VI. To wtedy na wschodzie pojawiają się pierwsze obrazy określane jako acheiropoietos (nie ręką ludzką uczynione). Dwa takie obrazy zawierają wizerunek Chrystusa na tkaninach. Na wschodzie zaczął się kult ikon. Reakcją na to był brutalny i często krwawy ruch ikonoklastyczny, który (częściowo ze strachu przed islamem) chciał zakazać wykonywania obrazów tego co w niebie. Zmagania te zakończyły się triumfem ortodoksji na II Soborze Nicejskim 787 r. po Chr.Jednak jak podkreśla papież Ratzinger postanowienia, czy też szerzej myśl tego soboru, nigdy nie weszły w mentalność kościoła rzymsko-katolickiego, „nie przez obrazy Chrystus nas zbawił” - odpowiedzą łacinnicy. Do XIII wieku sztuka chrześcijańska na zachodzie charakteryzuje się jeszcze bizantyjską manierą, później zaczyna się zwrot w kierunku realizmu. Odrzuca się irracjonalny idealizm. Niektórzy twierdzą, że istnieje również związek filozofii z tą zmianą. Podczas gdy Wschód pozostaje platoński z ducha, idealistyczny, Zachód obiera kierunek Arystotelesa, gdzie nie ma miejsca na oderwane samodzielnie istniejące idee.
Wszyscy teologowie piszący o teologii ikon podkreślają – ikony to nie są portrety, obrazy. Ich cel jest inny. „Ikona swym symbolizmie jest właściwie apofatyczna, nie jest żadną ilustracją, nie przedstawia nigdy tego co transcendentne, nie materializuje go, lecz jedynie symbolizuje jego o b e c n o ś ć i jej ścisłe reguły ratują element duchowy od wszelkiej obiektywizacji w tym co zmysłowe”. Ikona musi być owocem wewnętrznej kontemplacji, bo przez zmysły fizyczne ma obudzić zmysły duchowe, wewnętrzne. Dzięki wierze przekraczamy to co zmysłowe kontemplując obecność, która jawi się w ikonie. Ikona ma nosić imię oryginału, ale nie jego naturę. Ma to bliski związek z teologią hezychazmu. „Właściwością chwały jest światło. Aureole otaczające postacie na ikonach nie są wyróżniającymi znakami świętości, ale promieniowaniem jej istoty” (P. Evdokimov, Prawosławie). Dlatego też wielu teologów, mistyków i zwolenników apofazji i ascezy tak bardzo polecali kult ikon.
Są takie ikony,w których linie przybliżają się niejako do widza, co sprawia wrażenie jakby osoba z ikony wychodziła nam na spotkanie. Złoto, które jest obecne na ikonach i zastępuje trójwymiarową przestrzeń, sprawia, że ciężar i wymiary znikają, linie złota przenikają wszystko, sprawiają, że w sercu, kontemplując widzimy uduchowione ciało. Ciała na ikonach są ledwo zaznaczone a nieobecność form ma przybliżać wymiar duchowy. Duże oczy (nb. cecha wspólna ze sztuką hinduistyczną) przywodzą na myśl wzrok, który widzi świat duchowy. Cienkie usta to świadectwo braku namiętności. Pozycja frontalna i nieruchomość skupiają widza na twarzy W świecie ikon nigdy nie zachodzi słońce, dlatego nie ma w nich światłocienia, ani wypukłości podkreślonej cieniem. Sama ikona jest źródłem Bożego światła Przemienienia.
Leonid Uspieński w swoich rozważaniach na temat ikony koncentruje się na motywie obrazu w Piśmie Świętem. Jezus Chrystus jest obrazem Boga Niewidzialnego jak to stwierdzi św. Paweł z Tarsu, a każdy z nas nosi w sobie oblicze, obraz Boży. Co ciekawe Tora Pardes Lauder w swoim komentarzu podaje, że słowo hebrajskie ‘celim’, (co tłumaczymy zazwyczaj „na obraz”), które pojawia się w pierwszym opisie stworzenia człowieka, powinno być tłumaczone na podobieństwo ‘istoty’. I co ciekawe jest to jak najbardziej zgodne z tym co podaje L. Uspienski mówiąc o obrazie i podobieństwie (powołuje się na autorytet św. Jana Damasceńskiego, który mówił o podobieństwie natury).
Wiemy, że ikona pozostaje w ścisłym związku z Wcieleniem. Zakaz przedstawiania ikon przeczy tej idei – Wcieleniu Chrystusa. Dlatego też jednym z najbardziej licznych tematów ikon jest Święta Boża Rodzicielka. Dzięki Niej to, co nieopisane (Bóstwo) może być wreszcie opisane, gdyż przyjęło ludzką naturę. Nasza ikona częstochowska jest niezwykła, nawet na tle tego co napisaliśmy wyżej. Nie wiemy skąd pochodzi – z Włoch, z Bizancjum? Nie wiemy kiedy dokładnie powstała i jak zawitała do Polski. Warto wspomnieć o fakcie, że jest to ikona, która niejako łącząc się z dziejowym polskim logosem syntetyzuje Wschód i Zachód. Po renowacji naszej Matce Bożej nadano suknię koloru niebieskiego z francuskimi liljami, dokładnie tymi samymi, które widnieją w herbie naszej świętej królowej Jadwigi Andegaweńskiej

xłszlak

Skąd się bierze zło - wspomnienie św. Augustyna z Hippony

 Skąd się bierze zło?


(Kazanie na wspomnienie św. Augustyna)

Zagadnienie wolnej woli jest tym, co najbardziej charakterystyczne we wkładzie św. Augustyna z Hippony do europejskiej filozofii. Do czasów wystąpienia Augustyna w filozofii dominował mniej czy bardziej wyraźnie intelektualizm stworzony przez Sokratesa. Stanowisko to głosiło, że wola z konieczności podąża za poznaniem – czyli wystarczyło jedynie wiedzieć co jest dobre, aby dobro czynić. Jednak jak pokazywało życie i przykład teologii chrześcijańskiej działanie niekoniecznie szło za poznaniem. Można było bowiem łatwo pokazać ludzi wykształconych filozoficznie, teoretycznie znających dobro, lecz postępujących niegodziwie, ludzi którzy czasami byli wręcz znieprawieni. Niestety to myślenie wydaje się być obecne i dzisiaj w naszej kulturze.

Podobnie jak w Trójcy Św. Obecny jest Ojciec, Syn i Duch Święty, tak dusza ludzka powtarza ten trynitarny układ przez: bycie, myślenie i chcenie. Ostatni atrybut duszy jest odpowiednikiem Ducha (który jako wola Boża tworzy świat). Zapewne z tej trynitarnej wizji duszy ludzkiej pochodzi refleksja nad wolą człowieka i jej dowartościowanie w pismach Augustyna. Skąd brało się zło na świecie? Biskup Hippony twierdził, że dzieje się to z woli ludzkiej, gdy człowiek pożąda dóbr w zaburzonej hierarchii. Dobro dzielił na trzy rodzaje: cnoty są dobrami wysokiej wartości , ponieważ są treścią życia moralnego. Mniejszymi dobrami są wszelkie cnoty fizyczne, które nie mają żadnego wpływu na naszą moralność. Dobrami pośrednimi są wszelkie władze duchowe – jako siły ułatwiające nam moralne postępowanie.” Augustyn konkluduje również, że: „nikt nie robi złego użytku z cnót; ale pozostałe dobra, to jest pośrednie i najmniejsze, mogą stać się w ręku każdego człowieka narzędziem zarówno do złego, jak do dobrego. Z kolei w dziele „O nauce chrześcijańskiej” Augustyn wyróżnia dobra, którymi należy się radować (frui, są to dobra duchowe, czyli m.in. cnoty jak w powyższej klasyfikacji) których należy używać, oraz te których należy używać (uti) do zdobywania dóbr wyższych. Augustyn przestrzega, że zdążając do Boga, do szczęścia człowiek nie może radować się dobrami tego świata. Dobra, którymi należy się radować to właściwie Trójca Święta .

Pytanie o pochodzenie zła jest związane z zagadnieniem istnienia porządku we wszechświecie i istnienia Opatrzności Bożej, która czuwa nad losami ludzkimi. Te zagadnienia są omawiane przez św. Augustyna w jego dwóch filozoficzno-teologicznych dziełach: de Ordo, De libero arbitro. Powątpiewanie o Opatrzności Bożej ma według Augustyna dwa założenia: 1. Bóg nie sięga do tych najmniejszych spraw ludzkich (jest zbyt doskonały by się interesować istotami niższymi); 2. Zło wprost pochodzi z woli Bożej, co w konsekwencji sprowadza się do twierdzenia, że Bóg ma złą wolę. To drugie twierdzenie jest według Augustyna bardziej bluźniercze dla chrześcijan.

To wahanie przyznania Bogu przyczyny ruchu, kierowania światem oraz rządzenie wszystkim pochodzi - zdaniem Augustyna – z jednej głównej przyczyny: „że człowiek nie zna samego siebie”. Tak też wszelkie intelektualne przekonywanie do uznania Opatrzności, będą zawodne dopóki człowiek nie zajrzy w głąb swojej duszy. Tam zaś zostanie przekonany o istnieniu porządku i harmonii we wszechświecie. Taki człowiek ma spojrzenie całościowe, które jest niezwykle istotne dla rozważań nad porządkiem u św. Augustyna. Tego typu 'wejście w siebie' jest wspomniane w „Wyznaniach” jako osobiste doświadczenie Augustyna z Hippony, który zaczął zajmować się filozofią klasyczną: „te książki [Ateńczyków] zachęciły mnie abym wrócił do samego siebie. Zacząłem więc wchodzić w głębię mej istoty za Twoim przewodnictwem” .

W dialogu pojawia się pytanie o zgodność Bożej sprawiedliwości (zdefiniowanej podobnie jak i dziś w katechizmie: jest ten „czynnik, który rozdziela dobrych i złych i obdarza każdego tym na co sobie zasługuje”) z istnieniem zła i to kiedy porządek zaistniał? Bo jeśli istniał zawsze, a służy do rządzenia dobrem i złem to i zło istniało zawsze, więc stwórcą zła jest sam Bóg, który widać go chciał. Odpowiedź jest następująca: zarówno Boża sprawiedliwość istniała zawsze i porządek nim na świecie pojawiło się zło. Gdyż Bóg umiał przewidzieć powstanie zła i je rozróżnić od dobra. Sprawiedliwość Boża, w momencie powstania zła nie dopuściła by zło istniało poza porządkiem i włączyła je w ramy porządku. Porządek istniał u Boga na wypadek powstania zła, Gdy zło przyszło na świat podporządkowane zostało porządkowi. Dzieło „O porządku” nie odpowiada przy tym na pytanie: skąd przyszło zło na świat.
Jednak po każdej dyskusji umysł przeciętnego człowieka nadal pozostanie wzburzony i nie będzie mógł przyjąć do wiadomości tego, że zło funkcjonuje w ramach porządku ustalonego przez Boga, tego, że ostatecznie zawsze Bóg potrafi z tego zła wyprowadzić dobro. Jedynie „człowiek sprawiedliwy”, któremu dana jest łaska poznania Boga jest w stanie to dostrzec. „Jeżeli dusza skupi się i uporządkuje, stanie się jednolita i piękna, wtedy odważy się podnieść wzrok na Boga, źródło z którego tryska wszelka prawda.” [...] spływa na nas obietnica, że będziemy oglądać Najwyższe piękno, którego naśladownictwem jest wszelkie inne piękno i w porównaniu z którym wszystko inne jest szpetotą. Jeżeli je ktokolwiek ujrzy – a ujrzy je ten, kto dobrze żyje, dobrze modli się i dobrze dąży do prawdy – to czyż będzie go jeszcze później obchodzić, dlaczego ktoś, kto chce mieć dzieci, nie ma ich, a ktoś inny, kto ma ich wiele, wyrzeka się ich, że jeden nienawidzi ich jeszcze przed urodzeniem, a drugi kocha skoro się urodzą; czyż nie będzie bronił zdania, że nie może powstać nic, co by nie było w Bożej mocy – a co za tym idzie, wszystko dzieje się według określonego porządku – a mimo to modlitwy do Boga nie są próżne i daremne? Jakże wreszcie mogą wzruszyć sprawiedliwego człowieka jakieś troski, niebezpieczeństwa, niepowodzenia lub łaski fortuny”?

Pytanie: skąd w człowieku rodzi się grzech, zło, jest tematem wielkiego dzieła Augustyna „O wolnej woli”. Długi dialog między Augustynem a jego uczniem Ewodiuszem jest skoncentrowany na tej jednej kwestii, i odpowiedzi, której udziela biskup Hippony: zło bierze się z naszej woli, z namiętności, która jest w człowieku. Ewodiusz z jednej strony zaraz na początku stwierdza w dyspucie z Augustynem: „Zrozumiałem nareszcie, że w całej dziedzinie niemoralnych czynów panuje niepodzielnie namiętność” , a jednak mimo to, ciągle szuka innego źródła zła, poza wolną wolą człowieka. Augustyn stoi twardo na stanowisku, że duch w połączeniu z cnotą jest potężniejszy niż zły duch, namawiający do zła. Tylko więc jedynie własna wola może skłonić rozum ludzki do służenia namiętnościom. Większość ludzi posiada dobrą wolą, którą Augustyn opisuje jako: 'pragnienie życia sprawiedliwego i uczciwego, dojścia do najwyższej mądrości”. Błąd jednak polega na tym, że chociaż wszyscy pragną szczęścia, jednak nie wszyscy chcą równocześnie życia cnotliwego, które szczęście zapewnia. Na czym polega więc błąd?
Błąd polega na wykorzystywaniu do złych celów tego co jest z natury dobre. W dziele 'O wolnej woli' Augustyn wyróżnia trzy stopnie dóbr: dobra najwyższe to cnoty (np. sprawiedliwość), których nie można użyć do złych celów. Innymi są cechy fizyczne i dobra pośrednie (władze duchowe). Te dwa ostatnie można źle wykorzystać, wolna wola człowieka należy do tych dóbr pośrednich. Dlaczego więc Bóg dał człowiekowi wolną wolę, która wszak jest możnością grzeszenia? – pyta Ewodiusz Augustyna.. Mistrz odpowiada, że wolna wola nie została stworzona do grzeszenia, ale do wybierania dobra. Wszystkie rzeczy są stworzone jako dobre z natury, zło w nich polega zawsze na jakimś braku, czymś jakby metafizycznym nihilizmem. Przykładowo: oczy, ręce – są to dobra cielesne, które Bóg dał człowiekowi, a które człowiek może użyć do złego np. : nierządu, zabójstwa. Wszak ich brak poczytuje się w człowieku jako duże zło. „Stało się też dla mnie jasne, iż rzeczy, które ulegają zepsuciu, są dobre. Gdyby były najwyższymi dobrami, nie mogłyby ulec zepsuciu”, stwierdza Augtstyn w „Wyznaniach”. Zepsucie rzeczy polega na pozbawieniu jej jakiegoś dobra, dopóki rzeczy istnieją o tyle są dobre, gdyby zaś nie były dobrami nie byłoby w nich nic co uległoby zniszczeniu. Zło zatem nie jest żadną substancją: „gdyby bowiem było substancją, byloby dobrem. Byłoby przecież substancją niezniszczalną, czyli dobrem wysokiego rzędu, albo substancją zniszczalną, która nie mogłaby ulec zepsuciu”. Dla Augustyna więc istnienie substancjalne zła byłoby absurdem nie do pomyślenia.

Czy w takim razie wolna wola jest dobrem (pośrednim) skoro można ją użyć i do dobrego i do złego? Wolna wola jak i rozum jest dobrem pośrednim – twierdzi Augustyn – i musi przylgnąć do dobra wyższego. Zło polega na tym, że wola przylega do dóbr niższych, zmiennych. Skąd się bierze to poruszenie woli? „Nie pochodzi od Boga […] Może zasmucę cię, jeżeli odpowiem na twoje pytanie, że nie wiem. A jednak moja odpowiedź będzie prawdziwa. Przecież nie można wiedzieć o tym czego nie ma” - dla Augustyna zło nie istnieje, jest metafizycznym niebytem.

xłszlak

Skąd się bierze zło cz 2 ND zw XXII b

 Skąd się bierze zło? Cz. 2.


(Homilia na XXII Niedzielę Zwykłą rok B).

Faryzeusze twierdzili, że źródło dobroci lub grzechu człowieka tkwi w zewnętrznych w przepisach prawa, okolicznościach, tradycjach itd. Generalnie w tym co zewnętrzne wobec człowieka. Chrystus pokazuje im coś zupełnie innego. To w sercu (duszy) tkwi zło i grzech. Stary Testament też głosił tę naukę: „Obyście usłyszeli dzisiaj głos Jego: nie zatwardzajcie serc waszych jak w Meriba, jak na pustyni w dniu Massa” (Ps 95, 😎 oni jednak nie pojęli. Pod tym względem my ludzie jesteśmy podobni do aniołów – mamy intelekt i wolną wolę. Możemy wybierać dobro i zło. I wybieramy. Jednak wybór samego dobra nie jest kwestią prostą, bezkonfliktową.
Ze względu na grzech pierworodny i jego skutki pojawia się w nas rozdarcie między tym co duchowe a ziemski.

Cały ogrom tragizmu tej walki opisał św. Paweł w Liście do Rzymian: „Wiemy przecież, że Prawo jest duchowe. A ja jestem cielesny, zaprzedany w niewolę grzechu. Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę - to właśnie czynię”. (Rz 7, 14-15)
Św. Paweł posunie się nawet do stwierdzenia jakoby w nas samych walkę toczyło dwóch ludzi:
„Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, już nie ja to czynię, ale grzech, który we mnie mieszka. A zatem stwierdzam w sobie to prawo, że gdy chcę czynić dobro, narzuca mi się zło. Albowiem wewnętrzny człowiek [we mnie] ma upodobanie zgodne z Prawem Bożym. W członkach zaś moich spostrzegam prawo inne, które toczy walkę z prawem mojego umysłu i podbija mnie w niewolę pod prawo grzechu mieszkającego w moich członkach” (Rz 7, 19-23).
Pierwotna hierarchia, gdzie duch (umysł) rządził tym co utożsamimy z duszą, uczuciami i cielesnością na samym dole, została zburzona. Odtąd to co było podległe chce rządzić całym człowiekiem.

Te słynne słowa św. Pawła z Listu do Rzymian sparodiował Mefistofeles w dziele J. W. Goethego „Faust”. W scenie w pracowni Fausta, kiedy pierwszy raz Mefistofeles objawia się Faustowi, mówi o sobie:
„Ja jestem częścią owej siły, której władza pragnie zło zawsze czynić, a dobro sprowadza”. Dalej Mefistofeles objaśni swe słowa następująco: „Ja jestem duchem, który wciąż zaprzecza! I mam prawo! bo wszystko, co powstaje, słusznie się pastwą zatracenia staje; więc lepiej, żeby nic nie powstawało. A wszystko to, co wy zbyt śmiało zowiecie grzechem, złem przeklętem — moim jest właśnie elementem”.

Mefisotfeles upatruje dobro w nicości, w dalszym fragmencie dzieła będzie powoływał się na stan pierwotnego chaosu, czy też pramaterii, która miała istnieć przed stworzeniem świata. Według starych żydowskich legend i apokryfów Szatan miał być pierwotnie jednym z tych aniołów, którzy byli bardzo blisko Tronu Bożego. Poza nimi nie było nic. Gdy Bóg postanowił stworzyć świat i człowieka dla Niego Samego z zazdrości zwrócił się przeciw Bogu.

My również grzesząc, przylegając mniej lub bardziej dobrowolnie do grzechu, jesteśmy takimi nihilistami jak Diabeł. Nie tłumaczymy naszego grzechu w tak wysublimowany sposób jak Mefistofeles, ale przecież pamiętajmy, że zapłatą za grzech jest śmierć, nicość (Rz 6, 23).

Całe szczęście, że jak mówi św. Anzelm z Canterburry jesteśmy istotami mniej doskonałymi od Diabła i jego aniołów. To właśnie dlatego, że mamy słabszy intelekt i słabszą wolę możemy być zbawieni, gdyż nasz grzech nie może być tak radykalny jak u aniołów.
Pozostaje tylko pytanie – jak zrealizować największe przykazanie: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem”, skoro nasze serca wypełnione są tym co mówi Jezus w dzisiejszej Ewangelii: Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym» (Mk 7, 21-23).

Odpowiedź – bardzo prostą – daje nam św. Paweł: „Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że JEZUS JEST PANEM, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych - osiągniesz zbawienie” (Rz 10, 9). Człowiek m u s i uwierzyć. Oczywiście św. Paweł mówi, że sama deklaratywna wiara nikogo nie zbawi, potrzeba wiary w sercu, a to jak wiemy jest niezwykle głębokie: „A we mnie samym dusza jest zgnębiona,
przeto wspominam Cię z ziemi Jordanu
i z ziemi Hermonu, i z góry Misar.
Głębia przyzywa głębię
hukiem Twych potoków” (Ps 42, 7-8). Dlatego dotarcie do tej głębi serca gdzie ma zapanować łaska nieraz zajmuje tyle czasu, trudów i upadków. Lecz gdy szczerze uwierzysz, z perspektywy Jezusa - już zwyciężyłeś.

Effatha! Nd zw XXIII b

 (Homilia na XXIII niedzielę Zwykłą Rok B).


Straszna to rzecz być głuchoniemym, straszne nie móc mówić, ani słyszeć. Powierzchownie patrząc możemy stwierdzić pozorną sprzeczność: los cierpiącego człowieka stoi w silnym kontraście do dzisiejszej antyfony na wejście z Psalmu 119: „Panie jesteś sprawiedliwy i wyrok Twój jest słuszny”. Dlaczego Bóg dopuszcza takie cierpienia na ludzi? Czy jest to kara osobista za grzech? Czy jest to kara za grzechy przodków? W Ewangelii św. Jana w scenie z niewidomym Bartymeuszem pod Jerychem Jezus mówi, że dzieje się tak by objawiły się w tym sprawy Boże. Sprawy Boże? W ślepocie? W byciu głuchym i niemym?
Jakże to straszne, zwłaszcza, że pierwsze i najważniejsze przykazanie mówi: „Słuchaj”, a do zbawienia trzeba wyznać ustami, że "Jezus jest Panem"!

Jezus bierze głuchoniemego osobno z dala od tłumu i mówi do niego „Effatha” – otwórz się. Gdybyśmy ten aramejski zwrot tłumaczyli na język grecki, użylibyśmy tego samego słowa, które występuje w Ewangelii, gdy mowa jest o tłumaczeniu (otwieraniu) Pisma dwóm uczniom z Emmaus: „Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. I mówili nawzajem do siebie: «Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?»” (Łk24, 31-32). Bardzo często, gdy modlimy się o zdrowie lub chcemy wykorzenić jakiś grzech z naszego życia potrzebujemy takiego otwarcia, by Jezus mógł sięgnąć w głąb. Jeśli masz raka w ciele nie wystarczy bandaż, potrzeba wejść do środka.
Ciekawszym w dzisiejszej Ewangelii wydaje się sformułowanie z w. 35. Nasze polskie tłumaczenia mówią o uszach, fizycznych częściach ciała, natomiast grecki oryginał mówi o akoai - jest to mianownik w liczbie m n o g i e j. Właściwie można by go tłumaczyć jako słuchy. Dlaczego w liczbie mnogiej? Czyżby Jezusowi chodziło o inny słuch? W Liście do Efezjan 1, 18 św. Paweł wspomina, że istnieje np. duchowy wzrok. Na podstawie wielu innych fragmentów PŚ możemy stwierdzić, że istnieją w duszy człowieka duchowe ‘zmysły’, które umożliwiają poznawanie Królestwa Bożego.

Przykładowo, dziś Jezus mówi o słuchu. „Kto ma uszy do słuchania niech słucha” słyszymy często w przypowieściach. Jezus powołuje się na proroctwo Izajasza: „Słuchać będziecie, a nie zrozumiecie, patrzeć będziecie, a nie zobaczycie. Bo stwardniało serce tego ludu, ich uszy stępiały i oczy swe zamknęli, żeby oczami nie widzieli ani uszami nie słyszeli, ani swym sercem nie rozumieli: i nie nawrócili się, abym ich uzdrowił” (Mt 13, 14-15). Innymi słowy – można mieć zdrowe fizycznie uszy, ale nie słyszeć Bożego Słowa, można być wewnątrz zamkniętym. Wierzący i niewierzący, praktykujący i niepraktykujący. Ilu z nas bracia i siostry mając codziennie dostęp do Biblii, Mszy Świętej i sakramentów, nie korzysta z tego, nie wydaje owocu? Mając sposobność czynienia dobra - zaniedbuje to?
Żałujemy głuchoniemego, ślepego? A może Jezus chce pokazać, że to My jesteśmy godni pożałowania? Dlaczego Jezus mówi, abyśmy słuchali, ale nie usłyszeli? Dlaczego zatwardza serce Faraona i pogan? Czy Bóg chce by człowiek czynił zło? Nie. Bóg tylko ukazuje to, co wcześniej już było w ludzkim sercu (zob. Rz 1, 24), to czego pożądasz. Tak objawiają się Boże sprawy. Dlatego głuchoniemym możesz być i Ty, i ja też. 
Pokaż mniej

Sąd ludzki Czw XXIII zw

 Sąd ludzki.


(Homilia na czwartek XXIII Tygodnia Okresu Zwykłego).

Chrystus mówi: „nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni”. Oczywiście nie chodzi tu o zakaz funkcjonowania sądownictwa. Skończyłoby się to całkowitą anarchią. Racjonalnie rzecz biorąc nie chodzi również o absolutny zakaz czynienia jakichkolwiek ocen moralnych. Zobaczmy, że św. Paweł w 1 Liście do Koryntian wspomina o człowieku duchowym, który wszystko rozsądza na sposób duchowy i sam nie jest przez nikogo sądzony. Greckie słowo krino, czyli sądzić, jeżeli popatrzymy na jego etymologię, to łączy się ono z ideą dzielenia, separowania, wydzielania części z całości. Co takiego rozdzielamy? Co odłączamy? Można to porównać z błędem logicznym pars pro toto. Bierzemy część za całość. Odrywając grzech bądź wadę człowieka od całości jego osoby, charakteru, okoliczności i czynimy z tego główną charakterystykę człowieka. Jeżeli ktoś zgrzeszył bałwochwalstwem, zabójstwem, cudzołóstwem, kradzieżą widzimy go tylko lub w pierwszym rzędzie jako: bałwochwalcę, zabójcę, cudzołożnika i złodzieja godnego jedynie potępienia.

Tak też uczy Doktor Kościoła św. Franciszek Salezy: „sądy synów ludzkich są zuchwałe, ponieważ nie są oni sędziami jedni drugich, a wydając sądy przywłaszczają sobie władzę Chrystusa Pana. Są one zuchwałe, ponieważ główna złość grzechu zależy od intencji i rady serca, która dla nas pozostaje w ukryciu ciemności. Są zuchwałe dlatego, że każdy ma dość pracy w sądzeniu siebie samego, bez brania na siebie obowiązku sądzenia swego bliźniego. […] Czy więc nigdy nie można sądzić bliźniego? Nie, naprawdę nigdy” (Św. Franciszek Salezy, „Filotea”, s. 184-187).

Ale uwaga! Nie tylko oddzielamy ten grzech od osoby czyniąc z niego całość. Oddzielamy również tego konkretnego grzesznika, człowieka od nas, od żywego Kościoła, wtedy gdy sami mamy co nieco na sumieniu, nie chcąc przyznać się do tego i nie pracując nad formowaniem własnego sumienia (co jest jednym z głównych zadań katolika tu na ziemi). W tym właśnie sensie Chrystus mówi „nie sądź”. Katolik dąży do bycia człowiekiem duchowym, tym który rozsądza wszystko na sposób duchowy. Ma więc Boże widzenie, zwłaszcza dzięki intelektualnym Darom Ducha Świętego: Mądrości, Rozumu, Rady, Umiejętności. Jeżeli rozsądza na sposób duchowy, to znaczy, że ma widzenie intelektualne, widzi istotę każdego bytu. W greckim oryginale jest również zawarty przyrostek ana- krinei, przyrostek, który oznacza wstępowanie, ruch z dołu w górę. A więc możemy stwierdzić ostrożnie, że taki sąd duchowy przybliża człowieka ku Bogu, ku niebiosom, prze widzenie form bytów.

U górali jest taka piękna legenda zawierająca parafrazę tego nauczania Pana Jezusa o sądzeniu, związana z trzema jabłoniami, które wyrosły na Hali została nam przekazana przez polskiego pisarza K. Tetmajera. Kiedyś Pan Jezus wędrował sobie po Podhalu ze św. Piotrem Pawłem, napotkali zbójników, którzy kazali im się do nich przyłączyć, by nosili torby i ogień krzesali. Niestety szybko zostali złapani w karczmie i przyprowadzeni przed trzech sędziów, którzy zbójników przesłuchiwali:

„- Wyście kradli?
- My
- Wyście podpalali?
- My
- Wyście zabijali?
- My
[…] Co im sądzić? - pyta się ten nostarsy sędzia sędziego po prawej rency. A ten niewiele myślący pado:
- Śmierzć.
Co im sądzić? - pyta się ten nostarsy sędzia sędziego po lewej rency. A ten niewiele myślący pado:
- Śmierzć.
- Wy trze będziecie wisieć – pada nostarsy sędzia do zbójnikow- a wy dwa mozecie i sc do domu – zaś się obyrtnon do Pana Jezusa i Pietra Pawła. Świenty Pieter Paweł się zaroz z ławy porwał, iść gotowy, ale Pon Jezus się schylił i po podlodze palce pisał.
- Coz pises? - spytał się go główny sędzia […].
- Pisem was wyrok – pado Pon Jezus. - Jokoz to nas wyrok sędziowski po kurzu po podłodze palce pises?
A Pon Jezus dźwignon głowe i rzók:
- Coś wcora wiecór zrobieł?
Zbladnon tensędzia, jaze zbielał na twarzy, a Pon Jezus powiado:
- Głodnegoś kije ode drzwierzy twoik odegnał.
Pojźreli na niego jego dwa kolegowie i sytka w izbie, a Pon Jezus za s się do tego po prawej rency obzywo:
- Coś wcora wiecór zrobieł?
Zbladnon tensędzia, jaze zbielał na twarzy, a Pon Jezus powiado:
- Dziecko małe jeś bił, jaze krwiom zesło.
Pojźrał na niego jego kolega i sytka w izbie, a Pon Jezus za ssię do tego po lewej rency i gwarzi:
- Coś wcora wiecór zrobieł?
Zbladnon tensędzia, jaze zbielał na twarzy, a Pon Jezus powiado:
- Matke jeś własnom z domu wygnał.
Pojzeli na niego sytka w izbie. I stało się cicho w izbie sądowej, co jaz muhy brzęceć beło słychać.

[…] „A teraz ani zbojnikow nie mas, ani Pon Jezus po świecie nie hodzuje”.

(Legenda o Panu Jezusie i zbójnikach w: Kazimierz Tetmajer „Na Skalnym Podhalu”).